Leon Łopata – Rozprawa Etyczna
Wartości to azymut egzystencji. To ich obranie przez wolną wolę warunkuje rozwój personalny i społeczny jednostki. Większość ludzi dokonuje wyboru światopoglądu poprzez intuicję, za czym kryje się zapewne podświadomość; w każdym bądź razie ogniwem i tak jest wolna wola. To właśnie wolność decyzji pozwala nam sięgnąć po odpowiednie dla nas poglądy, pytanie jednak czy owa subiektywność zasad zawsze jest zbieżna z obiektywną prawdą?
Weźmy człowieka, który poświęcił życie konkretnej misji – na przykład był politykiem ugrupowania „A”. Z biegiem czasu odkrył wady nie tylko praktycznego funkcjonowania tej partii, ale i jej światopoglądu, który stał się mu obcy. Osoba owa odczuwazawiedzenie, które przekreśla wartość, w którym służyła ona partii „A”. Zupełnie odmienne przekonanie będzie miała osoba druga, która zakończyła kilkuletni, chwilami szczęśliwy związek. Mimo tego, że związek ten zakończył się fiaskiem przywoływać będzie ona na myśl wspomnienia, co będzie raczej melancholią, niż zawiedzeniem. Zawiedzenie bowiem jest stanem, w którym nie spostrzegamy pozytywów z przeszłych wydarzeń, w przeciwieństwie do melancholii, która przypomina chwile piękne i warte pielęgnacji.
Czynnikiem, który różnicuje oba stany jest szczęście. Szczęście to stan zadowolenia z własnego życia, postrzegania czy też mówiąc bardziej uniwersalnie całokształtu egzystencji. Szczęście jest czynnikiem wybitnie subiektywnym. Możemy wyobrazić sobie smutnego króla i szczęśliwego parobka lub bardziej intuicyjnie relację odwrotną, nie możemy jednak tego osądzać na bazie racjonalnych przesłanek. Nikt z nas nie może zmierzyć szczęścia ludzkiego inaczej, niż przez słowne potwierdzenie badanego indywiduum. Jesteśmy w stanie wyobrazić sobie człowieka posępnego, który karmi się frustrującą myślą o pierwszej miłości, a jednak jest szczęśliwy przywołując ją sobie na myśl bardziej niźli by z nią był. Tych paradoksów są nieskończoności, wszystkie one razem wzięte można jednak wyrazić Pascalowską sentencją – „serce ma swoje prawa, których rozum nie zna”.
Wracając jednak do poprzedniego przykładu, subiektywne szczęście jest wartością samą-w-sobie. Stanowisko to nazywam „fenomenalizmem etycznym”, bowiem dostępny tylko dla jaźni fenomen szczęścia jest niezaprzeczalny. Bycie w partii A można obalić, nawet i związek z przykładu opozycyjnego, lecz nie samo szczęście. Ono pozostaje, gdy odrzucamy niepewne składniki wartości, ono fluktuuje jako wartość autoteliczna. Oczyściwszy serce z niepewnego pozostawiamy tylko pewne – mianowicie subiektywne. Lecz pytanie wybrzmiewa, a co z obiektywnym?
Obiektywne bądź co bądź istnieje – nie popadajmy w idealizm naiwny! Rzeczywistość ontologiczna jest obiektywna, nie zgłębiając jej poprzestańmy na tym. Jak zatem uzgodnić nasze subiektywne szczęście z obiektywnością? Pogodzenie owe nazwijmy moralnością, gdyż to moralność odpowiada za połączenie subiektywności z obiektywnością. Mając upodobanie w miłości natrafiamy na pewne ograniczenia natury i kultury i dostosowujemy się do nich – to właśnie esencja moralności. Ta dialektyczna synteza subiektu i obiektu musi mieć swe hasło przewodnie, zasadę, dewizę. Proponuję ją poniżej:
„Maksymalizuj szczęście przy zachowaniu praw Bożych”
Skąd Bóg? Obiektywność hierarchizuje się, względna obiektywność jaką jest świat wymaga istnienia obiektywności absolutnej, która konstytuując się wytwarza eminentnie wszechrzecz. Tą obiektywnością absolutną jest Bóg. Jak wspomniałem świat zawiera się w nim eminentnie, gdyż został on wytworzony jako dzieło nie duplikujące podmiot, a tylko będące jego mniej doskonałym wytworem. Jako zawarci w Bogu powinniśmy stosować się do jego praw z przyczyny, którą określiłbym jako egzystencjalna wdzięczność. Wdzięczność ta powinna także przerodzić się w bezinteresowną miłość, tak jak trywialne zauroczenie przeradza się we wzniosłą miłość.
Bóg jednak jest dobry, gdyż jest doskonały, taka wielkość i powaga nie rani. Dając naturę niedoskonałą w stopniu, ale doskonałą ze względu na brak zła Stwórca tworzy człowieka dla szczęścia. Inny wariant jest nie do pomyślenia – Bóg jest w końcu dobry. Dobry Absolut tworzy piękno, a nic pięknym nie jest na równi z samym szczęściem, jako egzystencjalnym stosunkiem do piękna. Piękno byłoby martwe bez podmiotu, który by je przeżywał. Czucie jest esencją egzystencji, szczęście jest esencją czucia piękna.
Bóg pojęty filozoficznie, ale także i chrześcijańsko jest dobrem, miłością, która nie rani, czyni jedynie dobro, gdyż Wola Boża zawsze wyprowadza dobro na wierzch. Ufając w nią nasza słaba natura może anagogicznie wzlecieć, wnieść się i podnieść ku wyżynom. Właśnie ta akceptacja Woli Bożej gwarantuje szczęście. Gdyż szczęście jest subiektywne, zależy ono od interpretacji rzeczywistości, a nie jej stanu formalnego.
Bóg pragnie szczęścia, ale nie w postaci zwulgaryzowanego hedonizmu, który wyklucza głębie szczęścia. Ordynarność pewnych przyjemności sprawia, że nie są one „uświęcane” przez szczęście, są jednak te wysublimowane, częstokroć podobne do tamtych rodzajowo , lecz o tonie łagodnym i przyjaznym. Takie przyjemności wysubtelnione prowadzą do szczęścia, zaś ordynarne wiodą ku występkowi, który i tak zwiedzie na manowce. Szczęście musi być zgodne z zasadą obiektywną, aby było prawdziwe.
Szczęście jako stan umysłu może być autarkiczne, to znaczy pochodzić tylko z umysłu, najczęściej jednak opiera się bądź o zmysł, bądź o zmysłu przypomnienie. Jego fenomen godzi różne gatunki bytu, niejako będąc ich przecięciem, gdyż radując się przepajamy intelekt zmysłem, a zmysł intelektem. Jedząc smaczną potrawę nadajemy nie tylko umysłowi radość poprzez smak, ale i piękno zmysłowi poprzez interpretację. Potrawa jest pięknem, jako pośrednik ku szczęściu. Działa to zatem zwrotnie i wartościująco.
Szczęście za-cieleśnione, czyli zapożyczone z ciała odkrywa przed jaźnią coś, co ją ubogaca, mianowicie ukazuje jej, że jej subiektywność można wyrażać w byciu-wśród-ludzi. Ciało jest nośnikiem szczęścia, przynajmniej wobec doczesności, czyli przede wszystkim ludzi, tak jak rozum jest nośnikiem szczęścia wobec świata wieczystego, przede wszystkim Boga. Demonizowanie ciała przez skrytych manichejczyków to przedmurze nieszczęścia. Człowiek, mimo iż jego istotą jest dusza, koegzystuje z ciałem w symbiozie, rugowanie potrzeb ciała w całości kończy się równie dramatycznie co ich pełna afirmacja. Ciało musi zostać uduchowione, by jego nacisk na duszę nie był rujnujący, a budujący. Nacisk ten musi być miarkowany, gdyż to umiar odsłania równowagę ciała i duszy oraz ich harmonię. Ciało (jak zostało wskazane) ubogaca duszę, dusza ubogaca ciało, a relacja ta może być pięknym zharmonizowanym dualizmem psychofizycznym.
Podsumowując treść wywodu, nasza etyka musi być zorientowana na osiągnięcie szczęścia subiektywnego przy zachowaniu równowagi z obiektywnym dopełnieniem, jakim jest Bóg. Szczęście to jest zupełne, gdyż jest naszym udziałem, otwiera ono na bycie-wśród-ludzi i zbiorową harmonię, jak i równowagę między duszą i ciałem. Fenomenalizm etyczny, wyłuskując szczęście prowadzi do osiągnięcia samospełnienia, zadowolenia, ale i wypełnienia Woli Bożej. Z tego względu jest to stanowisko zgodne z wiarą, rozumem i doświadczeniem życia codziennego.