Mariawityzm – ratunek dla chrześcijaństwa
Artykuł jest wstępem do dalszych badań nad mariawityzmem, a także pewną formą wytłumaczenia moich motywów dołączenia do tejże wspólnoty. Dziękuję wszystkim, którzy wprowadzili mnie na tę drogę, a szczególnie Mateczce, która z niebios czuwała nad moją duszą i przywiodła ją ku prawdzie.
Wstęp
Współczesna laicyzacja wbrew temu co głosi Rzym i jego księża nie jest tylko kwestią działania złego ducha wśród wiernych, jest to bowiem także (a nawet przede wszystkim) wina księży, ich obłudy i grzechu. Mateczka Kozłowska w doznanym przez siebie objawieniu otrzymała zapowiedź upadku moralnego Rzymu. Są rzeczy, które trwożą, takie jak rozpusta, sodomia czy też rzeczy takie, które przerażają zupełnie, takie jak gwałty na wiernych (szczególnie tych nieletnich). Dobre drzewo wydaje owoce dobre, a zatem jakim chwastem stał się laksystyczny, pelagiański, faryzejski Rzym? Współczesny katolik nie może przejść wobec tego obojętnie – przymykanie oka na te czyny jest ich cichą akceptacją. Sam trwałem w ślepej wierności człowiekowi (biskupowi Rzymu), zapominając o tym co mówił pierwszy biskup Rzymu – „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz. 5, 29). Co by powiedział sam Święty Piotr, że cnota posłuszeństwa będzie wykorzystywana do ucisku i fałszu? Z pewnością przestrzegł by wiernych, by nigdy nie dali się zwieść tym, co wyzyskują Chrystusa dla swoich interesów. Czy istnieje wyjście z patowej sytuacji zepsucia Rzymu? – tak, jest ich wiele i są to inne konfesje chrześcijańskie. Ważne jednak, aby „nie wylać dziecka z kąpielą” i przy zmianie konfesji nie zatracić ducha prawdziwie katolickiego. Właśnie dlatego najlepszym wyborem konfesji będzie mariawityzm. Dlaczego tak uważam? Co może przynieść światu prawdziwy katolicyzm, czyli mariawityzm? Odpowiedź na to pytanie w dzisiejszym artykule.
Czy Jezus Chrystus założył katolicyzm?
Na samym wstępie obalmy pewien rzymski mit – Chrystus założył CHRZEŚCIJAŃSTWO, a nie KATOLICYZM. Pan Jezus założył ogólną ideę chrześcijaństwa (mówiąc językiem Platona) a nie jej desygnat w postaci ziemskiego Kościoła. Inne twierdzenie jest bezbożne, gdyż obciążałoby Chrystusa winą za występki kleru i dogmatyczne błędy. Oczywiście w roku 1870 (I Sobór Watykański) Rzym w swej pysze przyjął za pewnik to bezbożne stwierdzenie, przeczące pierwszemu przykazaniu i chrześcijańskiej pokorze. Jakie następstwa miała ta decyzja? Dobry katolicy z całego świata (starokatolicy), już od Soboru Trydenckiego (będącego zwieńczeniem modernizmu scholastycznego) ukrywający swe ideały odłączyli się od Rzymu i wybrali za swą Matkę Ultrecht. Wszystko to jednak było tylko buntem merytorycznym, a nie natchnionym, głos Boga bowiem zabrzmiał nie w Ultrechcie, a w Płocku…
Mateczka i Mariawityzm
2 sierpnia 1893 Boże objawienie otrzymała Maria Franciszka Kozłowska, znana wiernym mariawickim jako Mateczka. Pan Jezus w tym oraz w następnych objawieniach przekazał Mateczce wiadomość o konieczności odnowy życia duchowego w Kościele., szczególnie wśród kleru. I istotnie, mateczka podjęła się tego zadania, chcąc szerzyć kult Miłosierdzia Bożego, Najświętszej Maryi Panny Nieustającej Pomocy oraz (przede wszystkim) Najświętszego Sakramentu. Jak nie trudno zgadnąć krytyka kleru wzbudziła u wyższego duchowieństwa nie chrześcijańską refleksję, a atak wściekłości. Faryzejski Rzym odrzucił objawienie, a Mateczkę ekskomunikowano. Prawda jednak przy pomocy Ducha Świętego przetrwała, nawet wewnętrzny kryzys w mariawityzmie jakim był jego podział. Teraz mariawityzm cały czas funkcjonuje, przechowując prawdziwą naukę Katolicką i Chrześcijańską.
Artykuł ten nie jest jednak opisem Mariawityzmu jako ruchu objawionego (taki z pewnością jeszcze się pojawi!), ma on nakreślić teologię mariawicką jako płaszczyznę na odnowę ducha chrześcijańskiego, zajmijmy się więc w dalszym toku teologią mariawicką jako najlepszym wyborem dla współczesnego katolika.
Brak represji wobec wolnej myśli
Rzym od dawna funkcjonował jako swego rodzaju totalitarna struktura, represjonująca wszystko co zwraca się ku autonomicznej myśli. Mam na myśli potępienie chociażby pism takiego myśliciela jak Kartezjusz, który z pewnością mimo wątpliwej religijności był człowiekiem występującym po stronie reformy chrześcijaństwa. Kościół Rzymski myślał, że zabierając Słowo Boże z jednej, a zdolność myślenia z drugiej strony, utrzyma nie Społeczne Panowanie Chrystusa, a swoje wpływy doczesne i władzę. To na szczęście się nie udało, mimo wszystko mamy do czynienia z opcją dużo gorszą niż wszechwładza wypaczonego dobra, w końcu liberalny zlaicyzowany świat to zło w formie skrystalizowanej.
Nie muszę chyba mówić, że największym teologiem chrześcijaństwa (potępionym zresztą w 1653 roku) był i jest Święty Augustyn. To Jego osoba powinna być gwarantem zjednoczenia wyznawców Chrystusa. Właśnie przez to, że Kościół Rzymski potępił Augustyna należy przechować jego naukę o predestynacji i metafizyce (zgoła innej od Akwinaty) w Kościele przynależącym do katolicyzmu nie-rzymskiego który nie potępia, a jednoczy. Takim jest Kościół Mariawicki.
Właśnie przez tą postawę mariawicką zachęcam wszystkich Augustyników – Jansenistów, Oratorian, Idealistów i Kartezjan do dołączenie się do owego Kościoła. Sam jako Jansenista podjąłem taką decyzję, i gorąco zachęcam także Ciebie, Drogi Czytelniku do tego kroku. Jednak nie sam Augustynizm przemawia za tą racją. Poniżej zaprezentuję całość zalet Mariawityzmu.
Zalety Mariawityzmu
Sercem Chrześcijańskiej wiary jest Eucharystia i szacunek do Najświętszego Sakramentu. Te dwa cele doskonale wypełnia Kościół Mariawicki. Na każdej Mszy Najświętszy Sakrament jest wystawiony, a Komunia udzielana jest bez grzechu lekkiego (Ucztę Pańską poprzedza spowiedź, która pomimo swej powszechności rozgrzesza z wszystkich grzechów, jako iż jest połączona ze spowiedzią serca). Ten szacunek do Eucharystii, zarówno zewnętrzny jako adoracja, jak i wewnętrzny jako godne jej przyjęcie wpisuje się w to, o czym już pisałem w artykule „Ciało i Krew Pańska tylko dla odnowionych w Chrystusie”. W dodatku odrzucona jest absurdalna koncepcja konkomitacji (obecności Krwi Chrystusa w Jego Ciele) prowadząca do odebrania wiernym możliwości pełnej Eucharystii.
Warto wspomnieć o samej Mszy, jej ryt jest zrozumiały (język Polski), lecz zarazem doniosły (Msza Trydencka). Wystrój Kościołów prowadzi wzrok ku ołtarzowi, u którego centrum stoi Najświętszy Sakrament. W dodatku Msza wzbogacona jest o równie poważny i dostojny śpiew, mimo całej tej powagi jest także miejsce na charyzmatycznego ducha w postaci bezpośredniego kontaktu z Jezusem – tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć! Warto wspomnieć, że Kościół zachowuje siedem sakramentów, a zatem i tradycję pierwszych siedmiu wielkich soborów.
Podsumowanie
Jak widać Kościół Mariawicki to nadzieja i alternatywa dla katolika XXI wieku, w jego strukturze można nie tylko pielęgnować kult Najświętszego Sakramentu, ale i rozwijać filozofię idealistyczną wypływającą z Augustyńskiego ducha, jak i teologię tego wielkiego Doktora Kościoła. Cieszę się, że Łaska Boża doprowadziła mnie do tej wspólnoty, wolnej od fałszu i występku, zachęcam także i Ciebie, Drogi Czytelniku, do choćby jednorazowego wzięcia udziału w Mszy Mariawickiej, zaręczam, że będzie to przewrót w Twoim życiu.
Niech będzie pochwalony Najświętszy Sakrament!
Muszę przyznać że bardzo zaskoczył mnie ten tekst, przede wszystkim bardzo prowokacyjnym nagłówkiem. Po jego kilkukrotnym przeczytaniu stwierdzam jednak, że zawiera on sporo błędów poznawczych, logicznych oraz teologicznych. Postaram się je teraz wyłożyć i przedstawić.
Na wstępie zaznaczę jeszcze tylko jedno – to w żadnym wypadku nie jest atak personalny na samego Autora, a jedynie próba polemiki z przedstawioną przez niego argumentacją.
Zacznijmy więc od początku. Będę starał się na bieżąco analizować i odpowiadać na kolejne fragmenty tekstu.
„Współczesna laicyzacja wbrew temu co głosi Rzym i jego księża nie jest tylko kwestią działania złego ducha wśród wiernych, jest to bowiem także (a nawet przede wszystkim) wina księży, ich obłudy i grzechu. Mateczka Kozłowska w doznanym przez siebie objawieniu otrzymała zapowiedź upadku moralnego Rzymu. Są rzeczy, które trwożą, takie jak rozpusta, sodomia czy też rzeczy takie, które przerażają zupełnie, takie jak gwałty na wiernych (szczególnie tych nieletnich). Dobre drzewo wydaje owoce dobre, a zatem jakim chwastem stał się laksystyczny, pelagiański, faryzejski Rzym? Współczesny katolik nie może przejść wobec tego obojętnie – przymykanie oka na te czyny jest ich cichą akceptacją.”
W sumie, w samym wstępie zawartą mamy główną tezę – Katolicyzm Rzymski jest błędny ze względu na postawę moralną sporej części księży, której konsekwencją jest powszechna na świecie laicyzacja. Ratunkiem na to, zdaniem Autora, mają być „inne konfesje chrześcijańskie”, w zamyśle wolne od występków kleru. W szczególności pełny ma tutaj być mariawityzm.
Tezę tą łatwo obalić jednym, prostym stwierdzeniem – żadna wiara nie gwarantuje, że jej kapłani będą zawsze i wszędzie ludźmi doskonałymi i wolnymi od wszelkich wad. Jest to po prostu niemożliwe, jeśli weźmiemy pod uwagę samą ludzką naturę, skłonną do grzechu i skażoną przez grzech pierworodny.
Oczywistym jest, że grzechy kapłanów nie będą powodować umocnienia wiary w wiernych, a wielu z nich mogą również odrzucić. Wraz z upływem czasu głos zwracający uwagę na nadużycia kapłanów staje się jednak coraz głośniejszy zarówno w Kościele „,mainstreamowym”, jak i wśród wspólnot tradycjonalistycznych. Nieprawdą jest więc, że Rzym głosi tylko, że obecna bez wątpienia laicyzacja jest tylko działaniem złego ducha wśród wiernych. Ciężko jest też powiedzieć, jakoby wierni przymykali oko na takie działania złych duchownych. Analiza
Ponadto – postawa moralna kapłanów w żaden sposób nie obala prawdziwości wiary katolickiej. O złych kapłanach wspomina już Pismo Święte, i to w wielu przypadkach. W 1 Księdze Samuela wspomnianych mamy synów Helego – kapłanów starożytnej religii Izraela, którzy postępują bezbożnie, a następnie pokarani zostają przez Boga. Tak samo jak występki synów Helego nie obalają religii Izraela, tak samo grzechy księży katolickich nie obalają samego katolicyzmu. Przecież nawet apostołowie – wybrani bezpośrednio przez Pana Jezusa Chrystusa niejednokrotnie wykazywali się zachowaniami sprzecznymi z zasadami moralności chrześcijańskiej. Ukochany apostoł Chrystusa – św. Piotr zaparł się go publicznie (J 18,25), apostołownie niejednokrotnie wątpili (np. Mowa Eucharystyczna), św. Tomasz Apostoł nie uwierzył w stojącego przed nim Pana, św. Paweł prześladował setki chrześcijan, zanim się nawrócił. Skoro osoby bezpośrednio wybrane przez samego Chrystusa były skłonne do grzechu i słabości, dlaczego Autor wymaga całkowitej, przynależnej tylko Bogu perfekcji od kapłanów rzymskokatolickich?
Dodam tutaj że oczywistym jest to, iż księża powinni być przykładem godnego życia chrześcijańskiego dla swoich wiernych, oraz stronić od grzechu. Chcę tylko powiedzieć, iż naturalnym jest ich upadek oraz grzeszność ze względu na wspomnianą już ludzką naturę.
Wspomnienie o objawieniach tzw. „Mateczki” Kozłowskiej przynosi na myśl kolejne pytanie – dlaczego akurat mariawityzm? Pozakatolickich odłamów chrześcijaństwa jest cała masa. Kalwinizm, luteranizm, baptyzm, polskokatolicyzm… jak to więc możliwe, że to właśnie mariawityzm jest tym natchnionym zdaniem Autora? Dlaczego nie są to inne wymienione kościoły, albo jeszcze jakiś kompletnie inny? Dlaczego Autor pisze o duchu „prawdziwie katolickim”, jednocześnie odrzucając… prawdziwy katolicyzm?
Dalej – Autor nazywa współczesny Kościół Katolicki „laksystycznym” (który to laksyzm potępiono aż 3 RAZY!), „pelagiańskim” (którego główne 7 tez potępiono jeszcze w 418 roku. Współczesny KK nie wierzy, że człowiek nie nosi na sobie brzemienia grzechu pierworodnego), oraz „faryzejskim”. Jako że nie jest to podparte żadnymi przykładami oraz argumentami, ciężko sklasyfikować to jako cokolwiek innego, niż po prostu obraźliwe epitety, których nie powinno być w tekście argumentatywnym.
Nie spotkałem się z szeroko popularnym poparciem dla laksyzmu, pelagianizmu oraz faryzeizmu wśród przedstawicieli Kościoła katolickiego. Nie znaczy to oczywiście, że takich przypadków nie ma. Chcę powiedzieć jedynie, że gdy takowe się pokazują, jest to wypaczenie i działanie przeciw Magisterium Kościoła, a zatem coś, co przecież zasługuje na potępienie i odrzucenie przez pobożnych katolików.
Dobre drzewo wydaje dobre owoce? Prawda, owoców działalności Kościoła katolickiego jest cała masa. Gigantyczna sieć posług misyjnych i charytatywnych na całym świecie, największa w historii. Cała rzesza przykładnych, bożych świętych, którzy swoją postawą i działalnością inspirowali później wielu do wejścia na ścieżki Chrystusowe. Św. Franciszek, Św. Augustyn z Hippony, Św. Maksymilian Maria Kolbe, Św. Rodzina Ulmów czy też Św. Tomasz z Akwinu to nieliczne przykłady, jest ich zbyt wiele, by ich wymieniać.
„Ważne jednak, aby „nie wylać dziecka z kąpielą” i przy zmianie konfesji nie zatracić ducha prawdziwie katolickiego. Właśnie dlatego najlepszym wyborem konfesji będzie mariawityzm. Dlaczego tak uważam? Co może przynieść światu prawdziwy katolicyzm, czyli mariawityzm? Odpowiedź na to pytanie w dzisiejszym artykule”
Znów zapytam – skąd Autor wie, że to mariawityzm posiada ducha prawdziwie katolickiego? Dlaczego posuwa się do, moim zdaniem, pełnego pychy stwierdzenia, że to mariawityzm jest prawdziwym katolicyzmem?
Analizując historię tego wyznania… ciężko mi dojść do podobnych wniosków. Nie wchodząc głęboko w rozważania teologiczne – czy Chrystus rzeczywiście chciałby, aby prawdziwy Kościół wyłonił się prawie 1900 lat po Jego przyjściu w Płocku, poprzez niezapowiedziane nigdzie prywatne objawienie pojedynczej zakonnicy? Znacznie bardziej logiczne, podparte Pismem Świętym wydaje się być jednak stwierdzenie, że to Kościół katolicki jest Kościołem Chrystusowym. W końcu to przecież św. Piotr miał być „Skałą, na której zbuduję Kościół mój” (Mt. 16, 18), to św. Piotr był niewątpliwym przywódcą apostołów (Dz. 1-12), i to właśnie on – pierwszy biskup Rzymu otrzymał „klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (Mt. 16, 19).
Powyższe słowa są słowami samego Jezusa Chrystusa, w którym przyszła przecież pełnia objawienia, i który zapowiedzany został wcześniej przez proroków. Nie ma tutaj, ani nigdzie indziej, ani słowa o Mateczce Kozłowskiej i jej wyznaniu!
„Na samym wstępie obalmy pewien rzymski mit – Chrystus założył CHRZEŚCIJAŃSTWO, a nie KATOLICYZM. Pan Jezus założył ogólną ideę chrześcijaństwa (mówiąc językiem Platona) a nie jej desygnat w postaci ziemskiego Kościoła. Inne twierdzenie jest bezbożne, gdyż obciążałoby Chrystusa winą a występki kleru i dogmatyczne błędy.”
Wykazałem już powyżej, że początek tego zdania wydaje mi się nieprawdą. Pomijając udowodniony w Piśmie prymat Piotrowy należy zwrócić uwagę na fakt, że przecież Chrystus umarł męczeńską śmiercią za grzechy każdego człowieka, w tym kapłanów (i to każdego wyznania!). Fakt, że Jezus Chrystus powołał do życia Kościół w żaden sposób nie obarcza Go winą za występki jego kapłanów i wyznawców! W ten sposób Autor sugeruje również, że na ziemi… nie istnieje kościół powołany przez Boga!
Analogicznie, nawiązując do samego mariawityzmu i do linii argumentacyjnej Autora, Mateczka Kozłowska obarczona jest winą za późniejsze występki kleru mariawickiego oraz wiernych mariawickich.
„Oczywiście w roku 1870 (I Sobór Watykański) Rzym w swej pysze przyjął za pewnik to bezbożne stwierdzenie, przeczące pierwszemu przykazaniu i chrześcijańskiej pokorze. Jakie następstwa miała ta decyzja? Dobry katolicy z całego świata (starokatolicy), już od Soboru Trydenckiego (będącego zwieńczeniem modernizmu scholastycznego) ukrywający swe ideały odłączyli się od Rzymu i wybrali za swą Matkę Ultrecht. Wszystko to jednak było tylko buntem merytorycznym, a nie natchnionym, głos Boga bowiem zabrzmiał nie w Ultrechcie, a w Płocku…”
Jak wykazuje historia – bez centralnego ośrodka, który rozsądzałby z Bożą Pomocą spory wewnątrzchrześcijańskie dochodzi do wielu schizm, wypaczeń i podziałów wśród wiernych. Czy Chrystus rzeczywiście chciałby, aby tak było?
Dogmat o nieomylności papieża w żadnym stopniu nie zestawia go z Bogiem, nie nakazuje on również czczenia papieża tak jak Boga, a więc nie przeczy on pierwszemu przykazaniu. Nie oznacza on również, że papież nigdy się nie myli. Ponadto, chętnie przywoływany przez Autora autorytet moralny w osobie św. Augustyna sam stwierdził iż „Roma loucta, causa finita”.
Ponadto, sam starokatolicyzm wydaje się być przez Autora idealizowany do granic możliwości, a jego liczne problemy… po prostu pominięto. Ruch ten jest skrajnie niejednolity, często różniąc się w zdaniach na temat niektórych fundamentalnych dla wiary kwestii. Przykładowo – niektóre z kościółów akceptują święcenia kobiet (potępione przez Pismo Święte w 1 Kor 14 34-38 lub 1 Tm 2 1-15), inne nie. Jedne błogosławią pary homoseksualne, inne nie. Kto dał tym kościołom autorytet do wybierania sobie, których elementów Nauki przestrzegać, a które odrzucać?
W gruncie rzeczy ruch ten optuje za kościołami narodowymi i odrzuceniem nieomylności papieża – i to właściwie tyle, jeśli chodzi o definitywne punkty wspólne. Nie jest to jednoczesne zaprzeczenie powszechności (katolickości) kościoła?
„2 sierpnia 1893 Boże objawienie otrzymała Maria Franciszka Kozłowska, znana wiernym mariawickim jako Mateczka. Pan Jezus w tym oraz w następnych objawieniach przekazał Mateczce wiadomość o konieczności odnowy życia duchowego w Kościele., szczególnie wśród kleru. I istotnie, mateczka podjęła się tego zadania, chcąc szerzyć kult Miłosierdzia Bożego, Najświętszej Maryi Panny Nieustającej Pomocy oraz (przede wszystkim) Najświętszego Sakramentu. Jak nie trudno zgadnąć krytyka kleru wzbudziła u wyższego duchowieństwa nie chrześcijańską refleksję, a atak wściekłości. Faryzejski Rzym odrzucił objawienie, a Mateczkę ekskomunikowano. Prawda jednak przy pomocy Ducha Świętego przetrwała, nawet wewnętrzny kryzys w mariawityzmie jakim był jego podział. Teraz mariawityzm cały czas funkcjonuje, przechowując prawdziwą naukę Katolicką i Chrześcijańską.”
Autor pomija tutaj donośną kampanię w życiu katolickim, która rozgorzała tuż po oddzieleniu się mariawitów od Kościoła katolickiego. Z jednej strony gromiono mariawitów jako schizmatyków i heretyków, oraz podkreślano ich niemoralne zachowania, takie jak ataki na wiernych katolickich oraz kościoły (w niektórych powiatach dochodziło wręcz do wojny religijnej). Z drugiej jednak strony – prasa katolicka napominała i nakłaniała kapłanów do jak najsumienniejszego wykonywania swoich obowiązków.
Spojrzenie na oddzielenie się mariawitów od Kościoła wydaje się tutaj nieco zbyt jednowątkowe i jednowektorowe, szczególnie w kontekście późniejszego rozwoju tej grupy religijnej. W wyniku braku centralnej władzy wśród mariawitów szybko doszło do rozłamu, a spora część grupy zmieniła się w coś przypominającego sektę, w której dominować zaczęły różne dziwne wierzenia, takie jak kompletna rewizja dogmatu o Trójcy Świętej (w postaci Matki Boskiej, Chrystusa i Mateczki Kozłowskiej, kapłaństwo kobiet, kapłaństwo ludowe, mistyczne małżeństwa między kapłanami a zakonnicami…
W gruncie rzeczy po reformach bpa Kowalskiego i schizmie z nią związanymi mariawityzm… umarł. Wyznanie to ograniczone jest jedynie do niewielkiej grupki 20 tysięcy zapaleńców, a jego rozwój stoi. Ciężko powiedzieć, że ma ono perspektywy do dalszego rozwoju.
Zwróćmy z drugiej strony na podobne do rzekomych objawień Mateczki realne objawiania św. Faustyny Kowalskiej, która również początkowo nie mogła otwarcie głosić swoich tez. Ta jednak – wzorem Chrystusa postanowiła pójść drogą pokory, a nie buntu. Efektem tego nie była schizma, lecz uznanie objawień za prawdziwe i znacznie lepsze owoce, niż te związane z mariawitami.
„Rzym od dawna funkcjonował jako swego rodzaju totalitarna struktura, represjonująca wszystko co zwraca się ku autonomicznej myśli. Mam na myśli potępienie chociażby pism takiego myśliciela jak Kartezjusz, który z pewnością mimo wątpliwej religijności był człowiekiem występującym po stronie reformy chrześcijaństwa. Kościół Rzymski myślał, że zabierając Słowo Boże z jednej, a zdolność myślenia z drugiej strony, utrzyma nie Społeczne Panowanie Chrystusa, a swoje wpływy doczesne i władzę. To na szczęście się nie udało, mimo wszystko mamy do czynienia z opcją dużo gorszą niż wszechwładza wypaczonego dobra, w końcu liberalny zlaicyzowany świat to zło w formie skrystalizowanej.”
Nazwanie Kościoła Rzymskiego totalitarnym ze względu na potępienie Kartezjusza i kilku grup heretyków (polecam zapoznanie się z tym dlaczego te a nie inne grupy zostały obwołane heretyckimi, bo to nie jest tylko „widzimisię” papieża i innych duchownych) wydaje mi się być srogim nadużyciem. Przecież w łonie Kościoła istniała cała masa najróżniejszych ruchów teologicznych, które nie zostały potępione.
„Nie muszę chyba mówić, że największym teologiem chrześcijaństwa (potępionym zresztą w 1653 roku) był i jest Święty Augustyn. To Jego osoba powinna być gwarantem zjednoczenia wyznawców Chrystusa. Właśnie przez to, że Kościół Rzymski potępił Augustyna należy przechować jego naukę o predestynacji i metafizyce (zgoła innej od Akwinaty) w Kościele przynależącym do katolicyzmu nie-rzymskiego który nie potępia, a jednoczy. Takim jest Kościół Mariawicki”
Przepraszam, ale tutaj ciężko użyć mi innego słowa niż bzdura. Kościół katolicki nigdy nie potępił dzieł św. Augustyna. W 1653 potępiono dzieło Janesniusza o tytule Augustinus, ale NIE JEST TO RÓWNOZNACZNE Z POTĘPIENIEM NAUKI SAMEGO ŚW. AUGUSTYNA! Jest to manipulacja, która (mam nadzieję) wynika jedynie z błędnej interpretacji, aniżeli złej woli Autora. Twierdzenia te w żadnym stopniu nie są równoznaczne. Nie zamierzam pochylać się nad samym Jansenizmem, ze względu na fakt, iż nie o tym traktuje ten artykuł. Z przyjemnością – jeśli Autor wyrazi taką chęć lub wolę. Zwrócę tylko uwagę na fakt, że nie jestem teologiem, więc mogę popełnić pewne błędy.
Ponadto, stwierdzenie żywcem wzięte z nauk św. Augustyna znajduje się we współczesnym Katechizmie Kościoła Katolickiego:
„Bóg stworzył cię bez ciebie, ale nie zbawia cię bez ciebie” (Sermones 169,11,13)
„Sercem Chrześcijańskiej wiary jest Eucharystia i szacunek do Najświętszego Sakramentu. Te dwa cele doskonale wypełnia Kościół Mariawicki. Na każdej Mszy Najświętszy Sakrament jest wystawiony, a Komunia udzielana jest bez grzechu lekkiego (Ucztę Pańską poprzedza spowiedź, która pomimo swej powszechności rozgrzesza z wszystkich grzechów, jako iż jest połączona ze spowiedzią serca). Ten szacunek do Eucharystii, zarówno zewnętrzny jako adoracja, jak i wewnętrzny jako godne jej przyjęcie wpisuje się w to, o czym już pisałem w artykule „Ciało i Krew Pańska tylko dla odnowionych w Chrystusie”. W dodatku odrzucona jest absurdalna koncepcja konkomitacji (obecności Krwi Chrystusa w Jego Ciele) prowadząca do odebrania wiernym możliwości pełnej Eucharystii.
Warto wspomnieć o samej Mszy, jej ryt jest zrozumiały (język Polski), lecz zarazem doniosły (Msza Trydencka). Wystrój Kościołów prowadzi wzrok ku ołtarzowi, u którego centrum stoi Najświętszy Sakrament. W dodatku Msza wzbogacona jest o równie poważny i dostojny śpiew, mimo całej tej powagi jest także miejsce na charyzmatycznego ducha w postaci bezpośredniego kontaktu z Jezusem – tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć! Warto wspomnieć, że Kościół zachowuje siedem sakramentów, a zatem i tradycję pierwszych siedmiu wielkich soborów.”
Autor pokusza się o stwierdzenie, że w Eucharystii przyjętej jedynie w postaci Ciała nie przyjmujemy całego Chrystusa, co jest błędem. Potwierdzenie tego, że Chrystus przychodzi do nas w całości znajduje się w 1 Liście do Koryntian, w rozdziale 11, wersetach 26-27, gdzie stwierdzone jest „ilekroć bowiem spożywacie ten chleb ALBO pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie.” (to akurat werset 26.)
Natura Chrystusa jest całkowicie niepodzielna. Nasz Pan zawsze przychodzi do nas w całości, niezależnie od okoliczności i warunków. Skoro najmniejsza cząstka Eucharystii zawiera pełnię Chrystusa, otrzymujemy Jego pełnię niezależnie od postaci, w której Go przyjmujemy.
Podsumowując, uważam, że pogląd Autora na mariawityzm jest błędny. Wynika to najpewniej z pobieżnej analizy stanowiska Kościoła katolickiego w poruszanych przez Autora sprawach oraz niezrozumiałej dla mnie fascynacji doktryną Jansenizmu, której błędy wykazano już w XVIII wieku. Niemniej jednak zachęcam Autora do polemiki z moim zdaniem oraz dalszego poszukiwania Prawdy, którą ja, oraz wielu innych, odnalazło w Świętej Wierze Katolickiej.
Serdecznie pozdrawiam!