Myślę, więc Jestem – Ku źródłom Bytu i Bycia
Kartezjusz i Heidegger to mieszanka wybuchowa i nieoczywista – mimo tego czytając Opus Magnum Heideggera (Bycie i Czas) natrafiamy na sporawe fragmenty odnoszące się właśnie do Ojca Filozofii Nowożytnej. Podmiot Kartezjusza (jakim jest jaźń) jako substancja krytykowana przez niemieckiego egzystencjalistę wyłania się w zupełne nowej formie – jako „Dasein” – Jestestwo. Kartezjańskie Cogito zawiera jednak dwie strony ontologicznego medalu – Myślę (ja, substancja) więc jestem (jesteściuję, jestem byciem). A zatem w Cogito ergo Sum kryje się zarówno esencja jak i egzystencja. Eksplikacja zarówno bytu (esencji) jak i bycia (egzystencji) jest przedmiotem tego artykułu, oczywiście wszystko okiem idealistycznym.
Heideggerowskie pytanie o Bycie stanowi poszukiwanie horyzontu bądź zasady, by nie rzec natury wszechrzeczy, wszech-rzecz ta jednak musi istnieć. Konflikt odnośnie tego, co jest pierwsze (egzystencja czy esencja) jest jałowy i podobny do dylematu „jajko czy kura”, jest tak gdyż obie strony rzeczywistości są lustrzane i równoległe. Byt jako substancja jest dostrzegalny w skali mikro, w której dostrzegamy tego-oto-człowieka, tą-oto-jaźń, czyli to-co-jest, w skali makro nie dostrzegamy jednak substancji – dostrzegamy jestestwo – to-co-żyje. Dysonans między perspektywami można jednak ontologicznie wyjaśnić jako sposób przejawiania wszechrzeczy – by jednak zrozumieć modus wszechrzeczy należy dojść do jego źródła, czyli właśnie wszechrzeczy.
Wszechrzecz ta (celowo unikam pojęć metafizycznych, gdyż jeszcze są one przed nami zakryte) jest wszystkim tym co jest. To co jest jest, a to co nie jest nie jest – mawiał Parmenides – i z tej zasady można wywnioskować własności wszechrzeczy, przede wszystkim jedność. Jednorodność musi być konieczna, gdyż jak wskazywał Spinoza rzeczy różne nie mogą współistnieć, bowiem rzecz A, skoro jest odrębna od B, nie może być przez nią rozumiana a zatem być jej przyczyną – co wskazuje dodatkowo na jedność wszechrzeczy. Jedność zawiera wszystkie własności, które poprzez swój modus eksponuje – ale o tym już za chwilę. Jedność tej wszechrzeczy jako ujęcie rozumowe rzeczy w skali makro kłóci się jednak z rozumem w skali mikro, który wskazuje na istnienie konkretnych substancji.
Znów widzimy dualizm wynikły z różnych punktów widzenia i ujęcia wszechrzeczy, spójrzmy jednak głębiej. Eksplikacja bytu wskazuje nam na to, że jest on tym-co-jest, jest on zatem bytem-w-świecie, jestestwo zaś jako to-co-żyje jest byciem-w-świecie. Byt-w-świecie jest ujęciem wszechrzeczy esencjonalnym, zaś bycie-w-świecie egzystencjalnym. Tak samo ujęcie wszechrzeczy jako jedność jest egzystencjalne, bowiem dotyczy ich życia (co później się nam rozjaśni), za to ujęcie substancjalne jest esencjalne, gdyż w nim ujmujemy istnienie rzeczy.
Innymi słowy, jestestwo jest horyzontem rzeczy, bowiem wszystko co istnieje żyje. Jest tak, gdyż jednorodność każe przyjąć dobrą lub złą naturę rzeczy – skoro rzecz istnieje jest ułamkowo dobra, gdyż istnienie jest dobre, istnienie by być w pełni dobre musi żyć, a rzecz musi być jednorodna. Wniosek – skoro jedna własność jest dobra, a rzecz cała musi być jednorodna cała ona musi być dobra, stąd wszystko co istnieje żyje. Jestestwem najsilniejszym jest jednak człowiek, gdyż jest podmiotem, co definiuję jako świadomość świadomą swej świadomości. Jestestwo jest zatem osnową bytu, jego horyzontem. Jest jak żagiel unoszący się nad wieloma marynarzami (parafrazując metaforę z Platońskiego Parmenidesa) – jeden ponad wszystkimi. Dasein unosi się nad bytami substancjalnymi dając im ich istotę – życie. Substancja w tym ujęciu jest zatem czymś innym niż w klasycznej ontologii – Dasein jest odpowiednikiem Substancji Spinozy (którą definiuję jako Naturę), zaś substancja jej przejawem jako modus tejże Natury.
Natura nie jest sama rzeczą – jest jej horyzontem. Weźmy człowieka – jest jestestwem, którego istotą jest myślenie. Samo jednak myślenie (oznaka upodmiotowionego życia) jest nieoderwalne od jaźni. Tak samo biologiczne życie jest nieoderwalne od ciała. Nie możemy go wyabstrahować – co jednak nie oznacza, że ono nie istnieje. Natura (nieokreślone jestestwo) poprzez modus dzieli się na substancje, one na desygnaty, te zaś na jakości. Wszystko jest zatem jednością natury, która dzieli się ad infinitum poprzez swą modyfikację.
Eksplikacja bytu prowadzi nas zatem do substancji jako modusu natury, którą odkryliśmy poprzez eksplikację jestestwa. Natura jest zatem wszędzie i nigdzie, jest osnową jedności świata. Immanentna rzeczywistość jako zmienna przez ciągły modus jednego duchowego punktu to obraz świata bez transcendencji – jedynie Absolut, jako zupełnie niepoznawalny z perspektywy Natury wykracza poza świat, gdyż sam nie ma Natury w naszym rozumieniu, bowiem natura musiałaby go warunkować. Bóg jest zatem odrębny od świata, lecz nie przekreśla jego monizmu, gdyż jest poza-światem.
Kartezjańskie Cogito ukazuje nam zatem dualistyczne ujęcie, jednakże tej samej wszechrzeczy jako Natury, którą dzielimy na byty. Myślimy, więc jesteśmy, jesteśmy substancją, której naturą jest bycie. Jesteśmy, bo Natura jestestwa oplata nas, bytujemy, bo Natura owa przejawia się poprzez swój modus w substancji.
Podsumowując, Kartezjanizm i Heideggeryzm można zespolić zarówno poprzez eksplikację bytu jak i bycia, choć oczywiście będzie to wbrew obydwu tradycjom. Ta nieortodoksyjna synteza owych myślicieli może być jednak cenna, stąd też pokusiłem się o nią z uwagi na szerszy horyzont myśli obydwu filozofów. Mieszanka tychże systemów przynosi nam rozbudowany stelaż pod system… no właśnie… jaki? O tym przekonamy się w następnych rozważaniach metafizycznych.