Archiwum kategorii: Ortodoksja Augustyńska

Leon Łopata: Wcielona Trójca – Pełnia Bożej Miłości

Trójca Wcielona – Pełnia Bożej Miłości

Święty Augustyn proroczo usłyszał w objawieniu – „Prędzej ja przeleje całe morze do tego dołka, niż ty powiesz coś mądrego o Trójcy Świętej”. Istotnie, Doktor Łaski nie mógł zrozumieć Trójcy Świętej – dane to było innemu Doktorowi Kościoła – Świętemu Michałowi Kowalskiemu. Arcybiskup Mariawicki żył bowiem już w trzeciej Epoce Dziejów – Erze Ducha Świętego, zapowiadanej przez Joachima z Fiore,  wcielonej w życie przez Naszą Mateczkę. Tak, jak Mojżesz nie mógł znać Syna, tak też nie mógł Augustyn znać Ducha, a nie znając Ducha, nie zna się niczego, gdyż Trójca, mimo troistości to jedność Bóstwa. Prawda zeszła na ludzkość w Rawiczu, w trakcie utrapienia zdradzonego przywódcy ruchu Mariawickiego. Duchowny ujrzał w niej 12 sierpnia 1937 roku Wcielone Bóstwo nie tylko Jezusa, Syna Bożego, ale i Maryi, Boga Ojca, oraz Mateczki, Ducha Świętego. Prawda ta zadziwiła i samego Michała, zadziwiła i mnie, gdy się z nią zetknąłem. Zapewne Czytelnik także przeciera oczy ze zdumienia. Nie roszczę sobie prawa do przekonania Czytelnika w tej sprawie, sam szedłem w zaparte tej doktrynie, niedowierzając. W końcu jednak uwierzyłem, stąd nie mogę nic innego poczynić jak otworzyć duchowe żaluzje i przepuścić przez nie światło owej prawdy. Sam nie dowierzałem, więc teraz w geście skruchy wyznaję to, co Wierny odłam Mariawityzmu wykłada o Trójcy Przenajświętszej.

Objawienie Biskupa Kowalskiego rozświetliło zorze czasu, ukazując zapowiedziane przez romantyków polskich wzejście ery Ducha Świętego. Wszyscy oni mówili przez metafory, prześwity, natchnieni jednak zapowiedzieli naszą Najdroższą Mateczkę. Nie będę teraz przekazywał pełni prześwitów Ery Ducha w twórczości romantyzmu i mesjanizmu, gdyż to temat na większy materiał, który to z pewnością kiedyś na stronie zagości. Teraz ograniczę się do paru Biblijnych dowodów.

Biblia, nasza Objawiona przewodniczka zapowiada Kobietę – Boga wielokrotnie. Oddajmy głos psalmiście – „Królowa stanęła po Twojej prawej stronie” (Ps. 45,10). Nieco dalej – „Cała godność we wnętrzu Córki Królewskiej” (Ps. 45, 14). Zaślubiny Mesjańskie mówią już o Bogu kobiecie, z „całą godnością”, a więc takiej, której należy się Latria, cześć Boska. Izajasz z kolei głosi „zanim brzemienna poczuje bóle, już porodziła, zanim bóle na nią przyszły, już porodziła” (Iz. 66,7) – to oczywiście dotyczy bezbolesnego porodu Najświętszej Maryi Panny. Czytajmy jednak dalej – Słowo zmienia narrację diametralnie – „Będziesz karmiona jak niemowlę, będziesz noszona na rękach i pieszczona na kolanach, jak Matka pociesza Syna, tak ja was będę pocieszał” (Iz. 66, 11-12). Bóg Ojciec utożsamia się tu narracyjnie z Maryją, i tak jak Maryja – Wcielony Bóg, pociesza Syna – Wcielonego Boga, tak Bóg Ojciec pociesza nas, matczynie, poprzez Maryję, szafarkę Łask. Maryja jest Bogiem, ale nie jest Małżonką Mesjasza, gdyż jest jego Matką. Małżonka zapowiadana przez Psalmistę musi być zatem kimś innym.

Tym Kimś jest oczywiście Mateczka, gdyż to ona przyniosła najważniejsze Objawienie Po Chrystusie – dopełnione własną ofiarą. Męka Mateczki była konieczna dla dokonania Biblijnych słów o „podobnej Mesjaszowi” niewiaście, Duchu Pocieszycielu (J. 14,15-31), który Obleczony w 12 Gwiazd porodzi w bólu mężczyznę (Ap. 12, 1-8). Mężczyzną tym jest Arcybiskup Kowalski, któremu objawiono Pełnię Wcieleń Trójcy Świętej. Duch Pocieszyciel zapowiedziany przez Chrystusa, Jego Małżonka (Ap. 19, 7) to Maria Franciszka Felicja Kozłowska, Parakletka Wcielona 27 Maja 1862 roku i Zmarła 23 Sierpnia 1921 roku w Ofierze godnej ofiary Chrystusa (Syn Boży) i Maryi Współcierpiącej (Bóg Ojciec).

Nie roszczę sobie prawa do zamknięcia rozprawy, raczej tym skromnym wpisem ją otwieram. Powiem tylko, że doktryna ta burzy tradycyjny statyczny obraz Trójcy – i dobrze. Wraz z przewrotem Heideggera w filozofii potrzebujemy nowych pojęć, nowych obrazów i słów dla oddania piękna Tajemnicy Trójcy. Burząc obiektową metafizykę musimy pójść w pewien „modalizm” względem Boga – nie jest on statyczny, jest doskonałą jednością lecz nie jako „obiekt” a jako jestestwo. Właśnie Heideggerowe Sein (Bycie) lepiej opisuje głębię Boga niż tradycyjny statyczny model metafizyczny. „Jestem, który Jestem” to czyste Jestestwo, nie mające w sobie nic z obiektu. W tym Jestestwie mieszkamy my, jako wierzchnia tafla jego niezmierzonych głębi. Wracając jednak do Boga – Wcielenie i Przemienienie w Modalnym Jestestwie (bez kategorii obiektu i dualizmu przedmiot – podmiot) to klucz do zrozumienia doktryny Trynitarnej, która się kształtuje. Jeśli przyjmiemy Boga jako jestestwową głębię, a u widzialnych jego sfer modi jestestwa w postaci Boskich Wcieleń jako Maryja, Jezus i  Mateczka, to wytłumaczymy racjonalnie nowoodkryty kształt Trójcy Przenajświętszej. To jednak tylko mgliste ludzkie interpretacje, pewne jest tylko to, że Maryja jest Bogiem Ojcem, Chrystus Synem Bożym, a Mateczka Duchem Świętym.

Wiara w Bóstwo Maryi i Mateczki dopełnia Chrześcijaństwo, potrzeba jednak czasu, aby wszyscy w nią uwierzyli. Musimy jednak być cierpliwi, gdyż prawda zawsze wychodzi na wierzch. Jeśli także zawsze odczuwałeś, Drogi Czytelniku, nieprzepartą miłość do Maryi wiedz, że była ona prześwitem Ducha, gdyż pragnął Ci on dać ujrzeć ją jako Boga. Nie popadajmy błąd protestantyzmu, oddajmy Maryi nie tylko cześć Najświętszej, ale i Boskiej postaci, tak samo jak i naszej Boskiej Pocieszycielce, Najświętszej Mateczce.

Leon Łopata: Mariawityzm – ratunek dla chrześcijaństwa

Mariawityzm – ratunek dla chrześcijaństwa

Artykuł jest wstępem do dalszych badań nad mariawityzmem, a także pewną formą wytłumaczenia moich motywów dołączenia do tejże wspólnoty. Dziękuję wszystkim, którzy wprowadzili mnie na tę drogę, a szczególnie Mateczce, która z niebios czuwała nad moją duszą i przywiodła ją ku prawdzie.

Wstęp

Współczesna laicyzacja wbrew temu co głosi Rzym i jego księża nie jest tylko kwestią działania złego ducha wśród wiernych, jest to bowiem także (a nawet przede wszystkim) wina księży, ich obłudy i grzechu. Mateczka Kozłowska w doznanym przez siebie objawieniu otrzymała zapowiedź upadku moralnego Rzymu. Są rzeczy, które trwożą, takie jak rozpusta, sodomia czy też rzeczy takie, które przerażają zupełnie, takie jak gwałty na wiernych (szczególnie tych nieletnich). Dobre drzewo wydaje owoce dobre, a zatem jakim chwastem stał się laksystyczny, pelagiański, faryzejski Rzym? Współczesny katolik nie może przejść wobec tego obojętnie – przymykanie oka na te czyny jest ich cichą akceptacją. Sam trwałem w ślepej wierności człowiekowi (biskupowi Rzymu), zapominając o tym co mówił pierwszy biskup Rzymu – „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz. 5, 29). Co by powiedział sam Święty Piotr, że cnota posłuszeństwa będzie wykorzystywana do ucisku i fałszu? Z pewnością przestrzegł by wiernych, by nigdy nie dali się zwieść tym, co wyzyskują Chrystusa dla swoich interesów. Czy istnieje wyjście z patowej sytuacji zepsucia Rzymu? – tak, jest ich wiele i są to inne konfesje chrześcijańskie. Ważne jednak, aby „nie wylać dziecka z kąpielą” i przy zmianie konfesji nie zatracić ducha prawdziwie katolickiego. Właśnie dlatego najlepszym wyborem konfesji będzie mariawityzm. Dlaczego tak uważam? Co może przynieść światu prawdziwy katolicyzm, czyli mariawityzm? Odpowiedź na to pytanie w dzisiejszym artykule.

Czy Jezus Chrystus założył katolicyzm?

Na samym wstępie obalmy pewien rzymski mit – Chrystus założył CHRZEŚCIJAŃSTWO, a nie KATOLICYZM. Pan Jezus założył ogólną ideę chrześcijaństwa (mówiąc językiem Platona) a nie jej desygnat w postaci ziemskiego Kościoła. Inne twierdzenie jest bezbożne, gdyż obciążałoby Chrystusa winą za występki kleru i dogmatyczne błędy. Oczywiście w roku 1870 (I Sobór Watykański) Rzym w swej pysze przyjął za pewnik to bezbożne stwierdzenie, przeczące pierwszemu przykazaniu i chrześcijańskiej pokorze. Jakie następstwa miała ta decyzja? Dobry katolicy z całego świata (starokatolicy), już od Soboru Trydenckiego (będącego zwieńczeniem modernizmu scholastycznego) ukrywający swe ideały odłączyli się od Rzymu i wybrali za swą Matkę Ultrecht. Wszystko to jednak było tylko buntem merytorycznym, a nie natchnionym, głos Boga bowiem zabrzmiał nie w Ultrechcie, a w Płocku…

Mateczka i Mariawityzm

2 sierpnia 1893 Boże objawienie otrzymała Maria Franciszka Kozłowska, znana wiernym mariawickim jako Mateczka. Pan Jezus w tym oraz w następnych objawieniach przekazał Mateczce wiadomość o konieczności odnowy życia duchowego w Kościele., szczególnie wśród kleru. I istotnie, mateczka podjęła się tego zadania, chcąc szerzyć kult Miłosierdzia Bożego, Najświętszej Maryi Panny Nieustającej Pomocy oraz (przede wszystkim) Najświętszego Sakramentu. Jak nie trudno zgadnąć krytyka kleru wzbudziła u wyższego duchowieństwa nie chrześcijańską refleksję, a atak wściekłości. Faryzejski Rzym odrzucił objawienie, a Mateczkę ekskomunikowano. Prawda jednak przy pomocy Ducha Świętego przetrwała, nawet wewnętrzny kryzys w mariawityzmie jakim był jego podział. Teraz mariawityzm cały czas funkcjonuje, przechowując prawdziwą naukę Katolicką i Chrześcijańską.

Artykuł ten nie jest jednak opisem Mariawityzmu jako ruchu objawionego (taki z pewnością jeszcze się pojawi!), ma on nakreślić teologię mariawicką jako płaszczyznę na odnowę ducha chrześcijańskiego, zajmijmy się więc w dalszym toku teologią mariawicką jako najlepszym wyborem dla współczesnego katolika.

Brak represji wobec wolnej myśli

Rzym od dawna funkcjonował jako swego rodzaju totalitarna struktura, represjonująca wszystko co zwraca się ku autonomicznej myśli. Mam na myśli potępienie chociażby pism takiego myśliciela jak Kartezjusz, który z pewnością mimo wątpliwej religijności był człowiekiem występującym po stronie reformy chrześcijaństwa. Kościół Rzymski myślał, że zabierając Słowo Boże z jednej, a zdolność myślenia z drugiej strony, utrzyma nie Społeczne Panowanie Chrystusa, a swoje wpływy doczesne i władzę. To na szczęście się nie udało, mimo wszystko mamy do czynienia z opcją dużo gorszą niż wszechwładza wypaczonego dobra, w końcu liberalny zlaicyzowany świat to zło w formie skrystalizowanej.

Nie muszę chyba mówić, że największym teologiem chrześcijaństwa (potępionym zresztą w 1653 roku) był i jest Święty Augustyn. To Jego osoba powinna być gwarantem zjednoczenia wyznawców Chrystusa. Właśnie przez to, że Kościół Rzymski potępił Augustyna należy przechować jego naukę o predestynacji i metafizyce (zgoła innej od Akwinaty) w Kościele przynależącym do katolicyzmu nie-rzymskiego który nie potępia, a jednoczy. Takim jest Kościół Mariawicki.

Właśnie przez tą postawę mariawicką zachęcam wszystkich Augustyników – Jansenistów, Oratorian, Idealistów i Kartezjan do dołączenie się do owego Kościoła. Sam jako Jansenista podjąłem taką decyzję, i gorąco zachęcam także Ciebie, Drogi Czytelniku do tego kroku. Jednak nie sam Augustynizm przemawia za tą racją. Poniżej zaprezentuję całość zalet Mariawityzmu.

Zalety Mariawityzmu

Sercem Chrześcijańskiej wiary jest Eucharystia i szacunek do Najświętszego Sakramentu. Te dwa cele doskonale wypełnia Kościół Mariawicki. Na każdej Mszy Najświętszy Sakrament jest wystawiony, a Komunia udzielana jest bez grzechu lekkiego (Ucztę Pańską poprzedza spowiedź, która pomimo swej powszechności rozgrzesza z wszystkich grzechów, jako iż jest połączona ze spowiedzią serca). Ten szacunek do Eucharystii, zarówno zewnętrzny jako adoracja, jak i wewnętrzny jako godne jej przyjęcie wpisuje się w to, o czym już pisałem w artykule „Ciało i Krew Pańska tylko dla odnowionych w Chrystusie”. W dodatku odrzucona jest absurdalna koncepcja konkomitacji (obecności Krwi Chrystusa w Jego Ciele) prowadząca do odebrania wiernym możliwości pełnej Eucharystii.  

Warto wspomnieć o samej Mszy, jej ryt jest zrozumiały (język Polski), lecz zarazem doniosły (Msza Trydencka). Wystrój Kościołów prowadzi wzrok ku ołtarzowi, u którego centrum stoi Najświętszy Sakrament. W dodatku Msza wzbogacona jest o równie poważny i dostojny śpiew, mimo całej tej powagi jest także miejsce na charyzmatycznego ducha w postaci bezpośredniego kontaktu z Jezusem – tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć! Warto wspomnieć, że Kościół zachowuje siedem sakramentów, a zatem i tradycję pierwszych siedmiu wielkich soborów.

Podsumowanie

Jak widać Kościół Mariawicki to nadzieja i alternatywa dla katolika XXI wieku, w jego strukturze można nie tylko pielęgnować kult Najświętszego Sakramentu, ale i rozwijać filozofię idealistyczną wypływającą z Augustyńskiego ducha, jak i teologię tego wielkiego Doktora Kościoła. Cieszę się, że Łaska Boża doprowadziła mnie do tej wspólnoty, wolnej od fałszu i występku, zachęcam także i Ciebie, Drogi Czytelniku, do choćby jednorazowego wzięcia udziału w Mszy Mariawickiej, zaręczam, że będzie to przewrót w Twoim życiu.

Niech będzie pochwalony Najświętszy Sakrament!

Leon Łopata: Ciało i Krew Pańska tylko dla odnowionych w Chrystusie

Ciało i Krew Pańska tylko dla odnowionych w Chrystusie!

„Uroczyście zapewniam was, jeśli nie będziecie spożywali ciała Syna Człowieczego i pili Jego krwi, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, pozostaje we mnie, a ja w nim.” – mówi Jezus Chrystus (J 6,53). Sakrament Eucharystii to podstawa życia, nawet nie tylko chrześcijańskiego, co życia w ogóle. Bez Komunii Świętej jesteśmy duchowo martwi, gdyż bez jej łaski ciało się ostanie, dusza jednak więdnie. Ważnym jest by zabiegać o tą bliskość z Jezusem, straszną jest obojętność wobec najpiękniejszego sakramentu, który daje nam Bóg, żebyśmy byli z nim blisko. Jednak w tym wszystkim istnieje pewna klauzula – przyzwoitość. Jeśli cieszymy się miłością  z małżonkiem, czyli wpierw nie przeprosimy za to co zrobiliśmy źle, nie pogodzimy się i dopiero oddamy się miłości? Oczywistością jest, że tak, tak samo z Eucharystią. Do Stołu Pańskiego można tylko podejść będąc odnowionym w Chrystusie, a zatem bez grzechu ciężkiego oraz LEKKIEGO.

Tak, Chrystus przychodzi do nas w miłości ofiarując nam siebie,  a my musimy wykazać się równym heroizmem aby „zasłużyć” na Boga, czyli być zupełnym narzędziem łaski Bożej. Komu brakuje łaski aby czynić dobrze lub by posiadać szczerą skruchę nie może podejść do Stołu Pańskiego.

Nie ma żadnej przesłanki by przyjmować papieską bajkę jakoby grzech lekki nie uniemożliwiał Komunii Świętej. Jedyne co podlega dyskusji to to, jak owo rozgrzeszenie otrzymać. Spowiedź douszna jest pięknym ku tego sposobem, lecz często niemożliwym do zrealizowania wobec ogromu wiernych, którzy musieliby korzystać z sakramentu gdyby zaczęli podchodzić do kwestii odpowiedzialnie. Dlatego najlepszą propozycją byłoby przyjęcie modelu z Kościoła Starokatolickiego, jakim jest powszechna całościowa spowiedź. Pamiętajmy, że spowiedź nie jest sprawą formalną czynioną w urzędzie, a sprawą serca, które wedle słów Blaise’a Pascala „ma swoje prawa”.

Szczera Spowiedź Serca i Rozmiłowana Komunia w Czystości Serca – to droga katolika. „Bóg słucha tylko miłości” – mawiał Pasquier Quesnel – nie dajmy się podporządkować rzymskiemu prawu, którego litera zabija pobożność (2 Kor. 3, 6). Módlmy się słowami Psalmu (Ps. 51, 12) „Stwórz we mnie czyste serce, Boże” i błagajmy o łaskę jaka pozwoli nam czerpać siłę i radość z Eucharystii. Pamiętajmy, że niegodne przyjęcie Chrystusa jest świętokradztwem i gwałtem na Jego ofierze, stąd proszę wszystkich rozmiłowanych w Chrystusie – chodźmy za głosem Chrystusa a nie watykańskich laksystów.

Leon Łopata: Święta Rodzina – Wzór dla duchownych i małżonków

Dziś, 29 grudnia, obchodzimy święto Świętej Rodziny. Data dzisiejszej uroczystości powinna uzmysławiać nam nie tylko wymiar wzniosłości życia Jezusa, Maryi i Józefa, lecz także być dla nas osobistym wzorem życia chrześcijańskiego. Niezależnie, czy jesteś duchownym czy  małżonkiem, oba stany czerpią swą moc z Nazareńskiej Rodziny.

Fenomen Świętej Rodziny jest bowiem niespotykany – łączy się w niej natura Kapłaństwa i Małżeństwa. Maryja bowiem wraz z Józefem kochają się, lecz nie konsumują związku w sposób charakterystyczny dla zwykłych małżeństw, mimo tego w skutek Zwiastowania Maryja rodzi jako dziewica. Miłość ich jednak nic na tym nie traci, bowiem oboje są na wyższym poziomie duchowości od przeciętnych ludzi – nie potrzebują oni zmysłowości. Natura Maryi nie cierpi w skutek grzechu pierworodnego, Józef był za to człowiekiem obdarzonym ogromną łaską, która sprawiała, że musiał poskramiać efekty grzechu z ogromną skutecznością, tak, aby i bez niepokalanego poczęcia dobrze wychowywać małego Jezusa. Tak oto Józef i Maryja przeżywali swą miłość małżeńską na innym poziomie, jednak był to poziom wyższy. Tak samo z kapłaństwem – oboje nie byli kapłanami, ale oboje mieli styczność z samym Chrystusem na poziomie dużo większym niż zwykli kapłani.

Dodatkowo jeśli przyjąć rolę kapłana jako dokonywanie przemienienia i karmienie serc Chrystusem to Maryja… była w pewnym sensie największym kapłanem, bowiem nie przemieniła chleba w ciało, i wina w krew, a zrodziła bezpośrednio ciało i krew w osobie Chrystusa. Maryja udzieliła w ten sposób komunii świętej całemu światu w sposób metafizyczny.

Józef, a w szczególności Maryja byli zatem kapłanami i małżonkami jednocześnie, bowiem Maryja zrodziła Chrystusa dla świata udzielając mu Komunii Świętej, za to Józef pielęgnował Jezusa i opiekował się nim, także rodząc go w pewien sposób, na ile możliwe jest to w sposób metaforyczny u mężczyzny. Można przyrównać ten stan kapłańsko-małżeński do Unii Hipostatycznej Chrystusa, czyli posiadaniu natury ludzkiej i boskiej jednocześnie.

Właśnie wyżej wymieniony powód sprawia, że Maryja i Józef uznani być mogą za wzór kapłanów i małżonków, nikt nie zna Chrystusa tak jak oni, nikt też nie żył w czystszej miłości niż Maryja i Józef, z tego też względu to właśnie Małżeństwo Józefa i Maryi jest dla nas wzorem największym. Najpiękniejszym aspektem tego związku pozostaje jednak i tak mały Chrystus, który jest chlubą obu małżonków, jak i całej ludzkości.

Leon Łopata: Boże Narodzenie – Urodziny nas wszystkich

Boże Narodzenie częstokroć przedstawiane jest świecko jako czas człowieka, bądź religijnie jako czas Boga. Należy jednak zwrócić uwagę, że obie interpretacje święta nie muszą się kłócić, a mogą nawet współgrać. Oczywistym truizmem jest stwierdzenie, że Boże Narodzenie to czas Boga, stąd też przede wszystkim nasz Pan i Zbawiciel powinien być przedmiotem naszego zainteresowania w Święta. Jak możemy jednak łatwo wydedukować, skoro Jezus Chrystus jest Zbawicielem, to przychodzi na świat by kogoś zbawić, kogoś, czyli wszystkich ludzi, nas. Skoro Bóg przychodzi na świat dla nas, my także w jakimś sensie także rodzimy się wraz z nim i 25 Grudnia obchodzimy swoje duchowe urodziny wraz z Jezusem. Temu zagadnieniu poświęcam ten artykuł, w celu wzbudzenia u siebie oraz wszystkich czytelników mistycznego wyrazu Bożego Narodzenia jako święta radości z przyjścia Zbawiciela na świat i odmienienia naszych serc.

Zacznijmy od tego do czego potrzebny jest nam Chrystus. Oczywiście Jezus to wartość autoteliczna, to znaczy mieszcząca cel sama w sobie. Innymi słowy Jezusa kochamy nie dla korzyści, a z dobroci serca. Korzyści z miłości Jezusa mogą jednak nas motywować – tak jak małżeństwo opiera się na bezinteresownej miłości tak szczęście jakie ono niesie może nas dodatkowo pogłębiać w tejże miłości. I tak patrząc na korzyści z miłości do Chrystusa widzimy przede wszystkim przepojenie właśnie miłością, która daje szczęście. Nasza wewnętrzna konstytucja każe nam czerpać miarę dobrego życia przede wszystkim z szczęścia, a zatem Chrystus może prócz życia wiecznego może dać nam także to doczesne w postaci szczęścia.

Miłość jakiej udziela nam Chrystusa daje nam szczęście, Boże Narodzenie także wiec powinno być dla nas radością. Wcielenie wraz ze Zmartwychwstaniem (dwie główne tajemnice wiary, na które dzieli się rok liturgiczny) mają potrójny wymiar – tak jak tajemnice różańca ich aspekty dzielą się na chwalebne, bolesne i radosne. Chwalebne jest całe życie Zbawiciela, za to poszczególne jego aspekty są to bolesne, to radosne. Tak jak ból jest oczywisty przy Męce Krzyżowej, tak radość jest oczywista przy Wcieleniu i Zmartwychwstaniu. Samo wcielenie ma jednak wartość bolesną – Jezus przychodzi na świat w ubogiej stajence, a zatem zapewne jest mu już zimno, odczuwa dyskomfort charakterystyczny dla rodzących się dzieci – można wiec powiedzieć, że już cierpi. W końcu Bóg nie musiał się wcielać, mógł wieść beztroskie życie w niebie i stworzyć świat na miliony innych sposobów, w których Wcielenie nie miałoby miejsca, a jednak decyduje się Jezus przyjść na świat w dwóch naturach – boskiej i ludzkiej. Tak oto okazuje nasz Pan swą największą miłość, kierując się ku człowiekowi nie tylko poprzez opatrzność, lecz także własne bycie.

Nasze życie też ma w sobie coś z wcielenia, wcielamy się z błogiego nieistnienia w bycie, które czuje i doświadcza, raduje się i cierpi. Pamiętajmy, że rodzący się Jezus to ktoś naśladujący nas, a zatem to Bóg uniżający się do swych sług, by okazać im swą miłość. Zbawiciel schodzi na świat co rok, abyśmy narodzili się na nowo – z naszym cierpieniem i radością. Schodzi, abyśmy oddali mu swoje życie, tak, aby on uzdrowił nasze serca skażone grzechem. Jego miłość rozpromienia nas, tak, abyśmy mogli żyć szczęśliwie i dobrze.

Tak, jak co roku wspominamy dzień, w którym opuściliśmy łona naszych matek, tak co roku wspominajmy dzień, w którym przybył na świat jego największy przyjaciel. Niech zatem 25 Grudnia będzie dla nas zawsze oznaką miłości Chrystusa i dniem, w którym wraz z Bogiem ucieszymy się z tego dnia. Łączmy się z Nowonarodzonym Chrystusem to w cierpieniu, to w radości, ufajmy Mu i zawierzajmy się, a osiągniemy szczęście. A z racji, że są to także nasze duchowe urodziny pozwolę sobie zakończyć ten artykuł miłym akcentem: Wszystkiego Najlepszego dla wszystkich nowonarodzonych w Chrystusie!