Archiwa tagu: Leon Łopata

Leon Łopata: Święty Józef – Czego uczy nas ziemski ojciec Chrystusa?

Święty Józef to dla wielu chrześcijan postać poboczna w historii Kościoła, oczywiście dostrzega się wkład ziemskiego ojca naszego Zbawiciela w wychowanie Jezusa, nie dostrzega się jednak jak wiele znaczyło wybranie potomka Dawida na Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny. Jak głosi Natchniona Tradycja Matka Boża całe życie żyła jako dziewica w doskonałej czystości. Niepokalana Maryja nie odczuwała jednak skutków grzechu pierworodnego – Józef jednak tak. Mimo tego Święty nigdy nie naruszył zaufania Maryi, szczególnie w tej drażliwej kwestii, stąd wielokrotnie modlimy się do niego jako do Patrona Czystości, który w szczególności pomaga wiernym walczyć z pożądliwością ciała. Nawet ujrzenie tego ważnego aspektu życia Józefa nie jest całością jego zasług, szczególnie dziwi mnie nie ujrzenie innej niezwykle palącej kwestii Jego życiorysu – odrzuceniem prawa dla wiary, Starego Zakonu dla Nowego i Autorytetu dla Boga. Może to Cię zdziwić, Szanowny Czytelniku, ale Święty Józef w swej niezmierzonej pokorze miał odwagę powiedzieć stanowcze „Nie” zasadom hierarchii Kościoła Żydowskiego, stając się de facto heretykiem i odszczepieńcem w oczach ogółu. W tym artykule przedstawię Józefa nie tylko jako patrona Czystości i Rodziny, lecz także jako odważnego wyznawcę, który nie omieszkał się sprzeciwić przedawnionym przepisom Starego Prawa by wcielić w życie Zakon Jezusa Chrystusa.

Jak wiemy Józef dowiadując się o ciąży Maryi podejrzewał to, co każdy z nas by podejrzewał, jak również wiemy Stary Zakon cudzołóstwo zaręczonej kobiety karał śmiercią przez ukamieniowanie. Józef, jakkolwiek mógł czuć się oszukany i zraniony, jakkolwiek mógłby pałać (w świetle prawa zasłużoną) żądzą zemsty decyduje się po kryjomu oddalić Maryję. Ta decyzja szokuje, w końcu mężczyzna wiedząc o domniemanej zdradzie przebacza i ratuje życie Maryi. Dopiero później Bóg przemawia do Józefa poprzez Anioła Pańskiego, aby przyjął Maryję i Dziecko pochodzenia Ducha Świętego. Wtedy już Święty Józef nie ma wątpliwości, jednak co czuł wcześniej? Wykroczył poza prawo, kochając Maryję sprzeniewierzył się prorokom w imię własnej interpretacji Zakonu.

Józef odrzucił Autorytet, który uległ przedawnieniu, wybierając Obietnicę, która w jego sercu wyryła nowe prawo. Czuł, że postąpi źle wydając Maryję, sama Ewangelia mówi, że jego sprzeciw prawu był oznaką sprawiedliwości. A zatem sprzeciw błędom Kościoła jest oznaką dojrzałości duchowej i sprawiedliwości.

Nie mówię tego bez żadnej racji, Józef jest dziś wzorem nie tylko duchowej czystości i silnej rodziny, lecz także odwagi teologicznej. W erze upadku Kościoła przykład Józefa ukazuje, że podporządkowanie się „nieomylnemu” papiestwu jest archaizmem, czy wręcz niesprawiedliwością. Jego postawa jest dla nas wymownym apelem ku walce o dobro, nawet jeśli nasi zwierzchnicy nie podzielają naszego zapału do obrony czystości wiary.

Pamiętajmy, że Józef był prostym człowiekiem, który sam odczuwał w sercu prawdę, i choć nie był on wielkim teologiem to odczuwał ją (jak czas pokazał) prawidłowo. Maryja była niewinną, nawet jednak jeśliby nią była nie zasługiwałaby wówczas na śmierć. Józef nie chciał „rzucić kamieniem” jako pierwszy, uwierzył zapewne, że dobry Bóg przebacza, a wiara ta okazała się prawdziwa, gdyż właśnie wychowywany przez niego Chrystus wcielił to prawo w życie.

Wróćmy jednak do sprawy czystości, z której Józef jest znany. W patriarchalnych warunkach owej epoki żona była własnością męża, a Józef jako człowiek obarczony grzechem miał także i potrzeby, które zaliczamy słusznie do niższych. Szanowny Czytelnik wie chyba, co chcę powiedzieć, Józef jednak uznał decyzję Maryi o zachowaniu czystości, a po Bożym wskazaniu tejże decyzji za słuszną nigdy nie sprzeniewierzył się jej. To kolejny przykład na to, jak litera zabija, a wiara daje siłę. Józef wybiera drogę niełatwą, bowiem życie z kimś bezgrzesznym wymaga bycia równie bezgrzesznym, czego jednak Józef osiągnąć nie mógł. Niepokalana natura Maryi musiała kontrastować z naturą grzeszną (jak wielką świętością Józef by nie epatował). A jednak, mały Jezus miał nie tylko najwspanialszą Matkę, ale i najwspanialszego Ojca. Maryja jako matka zawsze stawiała na piedestale Boga, który przecież był jej synem. Józef także mimo władzy rodzicielskiej jaką posiadał musiał respektować boskość wychowanka, nie chcąc przyćmiewać jego blasku.

Józef był także najsłabszym ogniwem w rodzinie, w tym sensie, że sam był grzeszny, a Maryja i Jezus nie. Mimo tego jego Świętość była tak duża, że dystans ontologiczny nie był widoczny w skali etycznej, można się tylko domyślać, że Józef posiadał drobne potknięcia, jednak musiały one kontrastować i tak z nieskazitelną dobrocią Małżonki i jej Syna. Znów mamy do czynienia z dziwną sytuacją, gdyż ten, kto powinien w myśl epoki w rodzinie przewodzić, jest w pewnym sensie predestynowany do przyjęcia roli najmniejszej. Mimo wszystko Józef wpisując się w realia epoki jest głową rodziny, a swą słabość nie bycia bezgrzesznym zamienia w moc.

Postać Józefa jest dla nas bardziej dotykalna, gdyż on czuł na sobie widmo grzechu, tak jak my. Józef jednak z Bożą Łaską podołał walce z grzechem, doszedł do wielkiej świętości, co powinno być dla nas nieskazitelnym wzorem. Jako Ojciec, Wierny oraz Osoba żyjąca de facto w celibacie podołał, mimo zapewne drobnych upadków. My także możemy podołać życiu w Pokoju i Łasce, musimy tylko zawierzyć się Bogu, Najświętszej Maryi Pannie oraz Świętym, w tym w szczególności Świętemu Józefowi. Maryja prowadzi do Chrystusa jako osoba bezgrzeszna, my jednak w trudzie możemy zwrócić się także do łatwiejszego do ujęcia Świętego Józefa, który mimo braku bezgrzesznej natury osiągnął dzięki łasce świętość niemalże największą.

Właśnie z wyżej wymienionych powodów Święty Józef jest niedoścignionym wzorem odwagi, pokory, miłości, czystości i ofiarności. Módlmy się zatem za pośrednictwem tego wielkiego świętego do Boga o te cnoty, abyśmy jaśnieli nimi pośród mroków dzisiejszych czasów.

Święty Józefie – módl się za nami!

Leon Łopata: Sprawa Kobiet Okiem Chrześcijanina

Artykuł ten dedykuję wszystkim Czytelniczkom, jako że obchodzą one 8 Marca swoje święto. Niezależnie od wszelkich różnic, jakie was dzielą, wszystkie jesteście powołane na równi z mężczyznami do budowy Chrystusowego Kościoła, i choć wielu duchownych chrześcijańskich chciałoby widzieć was w roli umniejszonej ja przeciwko takiemu stanowisku stanowczo występuję. Jeśli mogę tak uczynić, jako chrześcijanin, a zatem członek mistycznego Ciała Chrystusa pragnę przeprosić w ich imieniu przedstawicielki płci pięknej. Mogę jedynie i aż stanąć po Waszej stronie, co też czynię tym artykułem.

Kobiety słusznie uznające za prawdę wiarę chrześcijańską są częstokroć przez jej przedstawicieli pomniejszane. Argumentem strony antykobiecej są reakcyjne fragmenty Objawienia, które miały obowiązywać tylko jako tymczasowe zapisy dostosowujące się do słabości człowieka, takie jak sprawa kobiet w Starym Testamencie i Liście do Tesaloniczan i Koryntian. Mówienie, że kobieta jest nieczysta po porodzie, co miało dotyczyć również Maryi, jest oczywiście anachronizmem, który Niepokalanie Poczęta Maryja obaliła ujawniając jego absurdalność. Tak samo zakaz nauczania kobiet i patriarchalny model rodziny został obalony przez Święte Kobiety, w tym tę, która zwiastowała Erę Ducha Świętego – Mateczkę.

Jeszcze bardziej karkołomnym sposobem argumentacji na rzecz umniejszania roli kobiet jest ich „słabsza natura”. Materialiści mają tu na myśli jednak nie kobiety, a kobiece ciała, które są istotnie słabsze, podmiot kobiety jakim jest dusza jest jednak równy duszy mężczyzny. Tak samo i umysł, który u kobiety jest substancjalnie równy temu mężczyzny nie przemawia za tezą materialistów. Rzeczywiście, materializm (czy to ten liberalny, lewicowy, czy konserwatywny) ma takie działanie, że deprecjonuje kobiecość. W konserwatywnym tomizmie kobieta jest jednością psychofizyczną, która w zamydleniu łączy człowieka z jego ciałem, a zatem umniejsza duszę kobiecą przez ciało. Tak samo materialiści głosząc, że kobieta jest słabszym ogniwem deprecjonują kobiecość i jako remedium na jej urojoną słabość widzą robienie z kobiety mężczyznę w sferze społecznej i kulturowej.

Jak wspomniałem przykład Świętych Kobiet, zarówno tych z Drugiej Epoki (czego największym przykładem jest Najświętsza Maryja Panna) jak i tych z Trzeciej Epoki (przede wszystkim Mateczka) przemawia za równością kobiet. Kościół, Nasza Matka, powinien wziąć odpowiedzialność za płeć piękną i skończyć z jej niedowartościowaniem krytykując patriarchat, wyłączność kapłaństwa dla mężczyzn i inne rażące odrzucenie kobiet w życiu religijnym. Tak samo państwa winny zapewnić równość kobiet w sferze ekonomicznej i zapewnić im godne życie. Nie do pomyślenia jest dłuższa akceptacja takich fenomenów jak aborcja czy możliwość porzucania kobiet przy nadziei. Służą one w istocie nie kobietom, a bezwstydnym uwodzicielom, którzy szargają uczuciami i wykorzystują kobiety z własnych najniższych pobudek.

Podsumowując, Kościół Święty musi uderzyć się w przysłowiową pierś i zreformować swe nauczanie względem kobiet. Tak samo państwa powinny równie dogłębnie zmienić swą postawę względem płci pięknej. My, mężczyźni, którzy przez wieki (niestety) rządziliśmy światem na wyłączność, w tym szczególnie Kościołem, także bijemy się w pierś i przepraszamy, a na dowód swej skruchy zanosimy modlitwy do największych kobiet – Maryi i Mateczki.

Niech Się Święci Dzień Kobiet, a materializm względem płci pięknej odchodzi na śmietnik historii!

Leon Łopata: Mariawityzm – ratunek dla chrześcijaństwa

Mariawityzm – ratunek dla chrześcijaństwa

Artykuł jest wstępem do dalszych badań nad mariawityzmem, a także pewną formą wytłumaczenia moich motywów dołączenia do tejże wspólnoty. Dziękuję wszystkim, którzy wprowadzili mnie na tę drogę, a szczególnie Mateczce, która z niebios czuwała nad moją duszą i przywiodła ją ku prawdzie.

Wstęp

Współczesna laicyzacja wbrew temu co głosi Rzym i jego księża nie jest tylko kwestią działania złego ducha wśród wiernych, jest to bowiem także (a nawet przede wszystkim) wina księży, ich obłudy i grzechu. Mateczka Kozłowska w doznanym przez siebie objawieniu otrzymała zapowiedź upadku moralnego Rzymu. Są rzeczy, które trwożą, takie jak rozpusta, sodomia czy też rzeczy takie, które przerażają zupełnie, takie jak gwałty na wiernych (szczególnie tych nieletnich). Dobre drzewo wydaje owoce dobre, a zatem jakim chwastem stał się laksystyczny, pelagiański, faryzejski Rzym? Współczesny katolik nie może przejść wobec tego obojętnie – przymykanie oka na te czyny jest ich cichą akceptacją. Sam trwałem w ślepej wierności człowiekowi (biskupowi Rzymu), zapominając o tym co mówił pierwszy biskup Rzymu – „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz. 5, 29). Co by powiedział sam Święty Piotr, że cnota posłuszeństwa będzie wykorzystywana do ucisku i fałszu? Z pewnością przestrzegł by wiernych, by nigdy nie dali się zwieść tym, co wyzyskują Chrystusa dla swoich interesów. Czy istnieje wyjście z patowej sytuacji zepsucia Rzymu? – tak, jest ich wiele i są to inne konfesje chrześcijańskie. Ważne jednak, aby „nie wylać dziecka z kąpielą” i przy zmianie konfesji nie zatracić ducha prawdziwie katolickiego. Właśnie dlatego najlepszym wyborem konfesji będzie mariawityzm. Dlaczego tak uważam? Co może przynieść światu prawdziwy katolicyzm, czyli mariawityzm? Odpowiedź na to pytanie w dzisiejszym artykule.

Czy Jezus Chrystus założył katolicyzm?

Na samym wstępie obalmy pewien rzymski mit – Chrystus założył CHRZEŚCIJAŃSTWO, a nie KATOLICYZM. Pan Jezus założył ogólną ideę chrześcijaństwa (mówiąc językiem Platona) a nie jej desygnat w postaci ziemskiego Kościoła. Inne twierdzenie jest bezbożne, gdyż obciążałoby Chrystusa winą za występki kleru i dogmatyczne błędy. Oczywiście w roku 1870 (I Sobór Watykański) Rzym w swej pysze przyjął za pewnik to bezbożne stwierdzenie, przeczące pierwszemu przykazaniu i chrześcijańskiej pokorze. Jakie następstwa miała ta decyzja? Dobry katolicy z całego świata (starokatolicy), już od Soboru Trydenckiego (będącego zwieńczeniem modernizmu scholastycznego) ukrywający swe ideały odłączyli się od Rzymu i wybrali za swą Matkę Ultrecht. Wszystko to jednak było tylko buntem merytorycznym, a nie natchnionym, głos Boga bowiem zabrzmiał nie w Ultrechcie, a w Płocku…

Mateczka i Mariawityzm

2 sierpnia 1893 Boże objawienie otrzymała Maria Franciszka Kozłowska, znana wiernym mariawickim jako Mateczka. Pan Jezus w tym oraz w następnych objawieniach przekazał Mateczce wiadomość o konieczności odnowy życia duchowego w Kościele., szczególnie wśród kleru. I istotnie, mateczka podjęła się tego zadania, chcąc szerzyć kult Miłosierdzia Bożego, Najświętszej Maryi Panny Nieustającej Pomocy oraz (przede wszystkim) Najświętszego Sakramentu. Jak nie trudno zgadnąć krytyka kleru wzbudziła u wyższego duchowieństwa nie chrześcijańską refleksję, a atak wściekłości. Faryzejski Rzym odrzucił objawienie, a Mateczkę ekskomunikowano. Prawda jednak przy pomocy Ducha Świętego przetrwała, nawet wewnętrzny kryzys w mariawityzmie jakim był jego podział. Teraz mariawityzm cały czas funkcjonuje, przechowując prawdziwą naukę Katolicką i Chrześcijańską.

Artykuł ten nie jest jednak opisem Mariawityzmu jako ruchu objawionego (taki z pewnością jeszcze się pojawi!), ma on nakreślić teologię mariawicką jako płaszczyznę na odnowę ducha chrześcijańskiego, zajmijmy się więc w dalszym toku teologią mariawicką jako najlepszym wyborem dla współczesnego katolika.

Brak represji wobec wolnej myśli

Rzym od dawna funkcjonował jako swego rodzaju totalitarna struktura, represjonująca wszystko co zwraca się ku autonomicznej myśli. Mam na myśli potępienie chociażby pism takiego myśliciela jak Kartezjusz, który z pewnością mimo wątpliwej religijności był człowiekiem występującym po stronie reformy chrześcijaństwa. Kościół Rzymski myślał, że zabierając Słowo Boże z jednej, a zdolność myślenia z drugiej strony, utrzyma nie Społeczne Panowanie Chrystusa, a swoje wpływy doczesne i władzę. To na szczęście się nie udało, mimo wszystko mamy do czynienia z opcją dużo gorszą niż wszechwładza wypaczonego dobra, w końcu liberalny zlaicyzowany świat to zło w formie skrystalizowanej.

Nie muszę chyba mówić, że największym teologiem chrześcijaństwa (potępionym zresztą w 1653 roku) był i jest Święty Augustyn. To Jego osoba powinna być gwarantem zjednoczenia wyznawców Chrystusa. Właśnie przez to, że Kościół Rzymski potępił Augustyna należy przechować jego naukę o predestynacji i metafizyce (zgoła innej od Akwinaty) w Kościele przynależącym do katolicyzmu nie-rzymskiego który nie potępia, a jednoczy. Takim jest Kościół Mariawicki.

Właśnie przez tą postawę mariawicką zachęcam wszystkich Augustyników – Jansenistów, Oratorian, Idealistów i Kartezjan do dołączenie się do owego Kościoła. Sam jako Jansenista podjąłem taką decyzję, i gorąco zachęcam także Ciebie, Drogi Czytelniku do tego kroku. Jednak nie sam Augustynizm przemawia za tą racją. Poniżej zaprezentuję całość zalet Mariawityzmu.

Zalety Mariawityzmu

Sercem Chrześcijańskiej wiary jest Eucharystia i szacunek do Najświętszego Sakramentu. Te dwa cele doskonale wypełnia Kościół Mariawicki. Na każdej Mszy Najświętszy Sakrament jest wystawiony, a Komunia udzielana jest bez grzechu lekkiego (Ucztę Pańską poprzedza spowiedź, która pomimo swej powszechności rozgrzesza z wszystkich grzechów, jako iż jest połączona ze spowiedzią serca). Ten szacunek do Eucharystii, zarówno zewnętrzny jako adoracja, jak i wewnętrzny jako godne jej przyjęcie wpisuje się w to, o czym już pisałem w artykule „Ciało i Krew Pańska tylko dla odnowionych w Chrystusie”. W dodatku odrzucona jest absurdalna koncepcja konkomitacji (obecności Krwi Chrystusa w Jego Ciele) prowadząca do odebrania wiernym możliwości pełnej Eucharystii.  

Warto wspomnieć o samej Mszy, jej ryt jest zrozumiały (język Polski), lecz zarazem doniosły (Msza Trydencka). Wystrój Kościołów prowadzi wzrok ku ołtarzowi, u którego centrum stoi Najświętszy Sakrament. W dodatku Msza wzbogacona jest o równie poważny i dostojny śpiew, mimo całej tej powagi jest także miejsce na charyzmatycznego ducha w postaci bezpośredniego kontaktu z Jezusem – tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć! Warto wspomnieć, że Kościół zachowuje siedem sakramentów, a zatem i tradycję pierwszych siedmiu wielkich soborów.

Podsumowanie

Jak widać Kościół Mariawicki to nadzieja i alternatywa dla katolika XXI wieku, w jego strukturze można nie tylko pielęgnować kult Najświętszego Sakramentu, ale i rozwijać filozofię idealistyczną wypływającą z Augustyńskiego ducha, jak i teologię tego wielkiego Doktora Kościoła. Cieszę się, że Łaska Boża doprowadziła mnie do tej wspólnoty, wolnej od fałszu i występku, zachęcam także i Ciebie, Drogi Czytelniku, do choćby jednorazowego wzięcia udziału w Mszy Mariawickiej, zaręczam, że będzie to przewrót w Twoim życiu.

Niech będzie pochwalony Najświętszy Sakrament!

Leon Łopata: Jeden Pan, Jedna Wiara – Rzecz o Ekumenizmie

Jeden Pan, Jedna Wiara – Rzecz o Ekumenizmie

Ekumenizm to dążenie do jedności w wierze ponad konfesjami, co jest zgodne ze słowami Św. Pawła „Starajcie się zachować jedność Ducha” (Ef. 4, 3) oraz „Jeden jest Pan, Jedna Wiara” (Ef. 4, 5). Korzystając z trwającego czasu ekumenicznej modlitwy w Kościele (zachęcamy do odwiedzania Łódzkich Świątyń z tej okazji, pod artykułem umieszczamy plakat) powiedzmy parę słów na temat słuszności tej inicjatywy i jej przyszłości.

Ekumenizm powstał jako reakcja na narastające antagonizmy między konfesjami chrześcijańskimi w obliczu zagrożeń współczesności. W sytuacji rozwoju ideologii wywrotowych chrześcijanie zaczęli się jednoczyć wokół idei ekumenicznej, tak aby służyć Bogu wspólnie w jedności serc. Drugim powodem jednoczenia było poszukiwanie ideału apostolskiego Kościoła z pierwszych wieków, gdy to rysy Chrystusowej Opatrzności były największe. Trzecim wreszcie szacunek i miłość chrześcijańska, każąca szukać wspólnego języka i zrozumienia. Wszystko to szczytne i wzniosłe wpisuje się w rys wspólnoty Kościoła która szuka prawdy w racjonalnym dociekaniu, a nie ślepym posłuszeństwu Rzymowi.

Tak oto powstaje blok starokatolicko – katolicko – protestancko – prawosławny, który ma szansę zjednoczyć świat wokół służby Bogu i dobra ludzkości. Blok ten będzie mógł oprzeć się zgniłym liberałom z jednej strony, fundamentalistycznym muzułmanom z drugiej, a azjatyckim despotyzmom z trzeciej. Blok ten w skali światowej ma udział polityczny, na naszym Łódzkim podwórku może mieć on jednak znaczenie w pogłębianiu duchowości. Nie jest tajemnicą, że mniejsze wspólnoty które z powodu poszukiwań w wierze odeszły od Rzymu są paradoksalnie bardziej ortodoksyjne, gdyż wszystkie były wymierzone w późnośredniowieczny, nowożytny i współczesny modernizm. Luteranizm i Kalwinizm pragnęły nawrotu do źródeł, tak samo i Starokatolicyzm i Prawosławie, i choć wszystkie poszły na różne strony to element wspólny, do którego także aspiruje gro katolików rzymskich może być fundamentem nowej odbudowy Apostolskiego Kościoła.

Trzeba wspomnieć, że elementy takie jak Komunia pod dwiema postaciami, brak celibatu czy też odejście od prymatu papieskiego to dobre zmiany, warto też docenić protestantyzm za naukę o łasce, czy za zachętę do czytania Biblii. Wszystkie te elementy przefiltrowane mogą dać nam naukę będącą szczytem tej syntezy – starokatolicyzm i mariawityzm.

Całe szczęście Kościół i jego wierni zaczęli przeglądać na oczy, że trzeba wspólnoty aby wygrać nad wyzwaniami współczesnego świata, przede wszystkim aby ocalić nauki Chrystusa naszego Pana i Boga.

Zachęcamy jeszcze raz do dołączania się do inicjatyw ekumenicznych.

Chrześcijanie przeciwko współczesnemu światu!

Leon Łopata: Kartezjusz – Filozofia Jasna i Wyraźna

Niniejszy artykuł to podstawa pod nagranie dokonane niegdyś na naszym YouTubie, publikujemy je także i tutaj w formie pisanej. Artykuł będzie służył za wstęp do serii artykułów o tytule „Kartezjusz od A do Z” przedstawiającej całokształt nauk Kartezjusza. Link do filmu pod artykułem.

W dzisiejszym artykule poruszę temat – wbrew pozorom – prosty i przyjazny. Jakkolwiek zazwyczaj kojarzymy filozofię z trudnym językiem, zawiłymi myślami czy mozolnym podążaniem niemalże nieprzebywalnym tokiem rozumowania, tak tym razem idziemy ścieżką zgoła inną, gdyż myśl Kartezjusza jest chwalebnym wyjątkiem od tej reguły. Myśliciel pragnie filozofii Jasnej i Wyraźnej, i istotnie, jego myśl nie jest skomplikowana, lecz zarazem jej prostość jest niezwykle logiczna i spójna. W tej koherentności można odnaleźć wiele wątków do zaadoptowania do własnych przemyśleń, lub choćby znaleźć w nich punkt zaczepienia do dalszego rozwoju własnej myśli. Tym bardziej jest mi więc miło zaprosić Cię, drogi słuchaczu, do przemierzenia tej intelektualnej podróży wraz ze mną.

Claire et Distinct, czyli wspomniana jasność i wyraźność to obok Cogito ergo sum, czyli myślę więc jestem najważniejsze zdanie filozofii Kartezjusza, bowiem właśnie ono obrazuje całość myśli kartezjańskiej. Tak jak zasada cogito buduje metodę systemu kartezjańskiego, tak Jasność i Wyraźność obrazuje cel tegoż projektu. Nic zatem dziwnego, że filozofia ta już na pierwszy rzut oka wydaję się spójna z założeniem Jasności i Wyraźności, ma w końcu klarowną budowę i przystępny kształt, który ujęty w relacji metoda – system jest dobrym tropem do rozgryzienia całokształtu myśli filozofa. Nie sposób mówić o Kartezjuszu bez ujęcia metody, jaką się posługiwał. Kartezjusz bowiem metodę swą rozumiał jako niezbędny filar, bez którego metafizyka jest czcza, bezwartościowa, czy wręcz fałszywa. Metoda ta – słynne Cogito Ergo Sum – Myślę więc jestem – każe szukać pewności w nas samych, gdyż wszystko co nas otacza może, lecz nie musi być prawdziwe. Ten sceptycyzm metodologiczny – jak się go nazywa – obrazuje nam Kartezjusz pod przykładem złośliwego demona.  Możemy w końcu wyobrazić sobie złowrogiego ducha, który sprawia, że cały przedmiot naszego poznania jest nierzeczywisty. Nie sposób jednak pomyśleć by podmiot poznania był nieprawdziwy, gdyż jak już słusznie zauważył niegdyś Św. Augustyn w Przeciwko Akademikom nie sposób zwątpić w istnienie siebie. Kartezjusz wykorzystuje ten argument aby wykazać, że samo wątpienie o swoim istnieniu wskazuje na istnienie myśli, a więc nas. Nie bez powodu filozofię Kartezjańską nazywamy filozofią podmiotu, gdyż to właśnie ten myśliciel przełożył ciężar myśli filozoficznej na ludzki podmiot.

Podstawą więc wszystkich dociekań jest metoda, która ruguje to co nie pewne, a przyjmuje to, co nieodparte. Jest to zatem system dedukcyjny i intuicyjny, gdyż osadza się on na podstawowych wiadomościach i z nich drogą oczywistych prawd wyciąga całokształt wiedzy. Jest też, jak to określa Zbigniew Kuderowicz system enumeracyjny, bowiem porządkuje on poznanie i bada je z naciskiem na jego dostateczność. Kartezjusz, odkrywając pewność istnienia nas, czyli naszej jaźni, przechodzi do tego, że jaźń ta musi być bytem rzeczywistym, a zatem substancją, którą to możemy nazwać duszą.

Istnienie duszy daje furtkę do całego systemu Kartezjusza, dając mu niezbędną bazę pewności. W końcu skoro istniejemy, a jesteśmy niedoskonali, musi istnieć coś, co posiada doskonałość w sposób pełny. Tym czymś jest i być musi rzecz jasna Bóg. Czyż nie mamy w sobie pojęcia nieskończoności, choć jej nie doświadczyliśmy? A zatem to sam Bóg musiał w nas działać, ukazując nam swą przemożną potęgę.

I tu się na chwilkę zatrzymajmy, bowiem Kartezjusz czyni tu krok podobny do tego, który w przyszłości wysunie Berkeley, a mianowicie czyni z Boga podwalinę systemu, bez którego ów system nie działa. Bóg pełni u Kartezjusza funkcję sprawiającą, że świat materialny jest realny, a zatem ma sens fizyka czy też inne nauki badające świat materialny. Pojęcie Boga Kartezjusz wywodzi z duszy, i w myśl realizmu pojęciowego przyznaje mu realność, gdyż jest on możliwy do pojęcia jako doskonałość, a doskonałość musi zawierać w sobie także istnienie. Bóg jest też wszechmocny, musi być zatem pojęciem wrodzonym, gdyż sami nie jesteśmy w stanie nabyć pojęcia wszechmocności i nieskończoności. Dowody te, ze swej natury ontologiczne, były jedynymi możliwymi w apriorycznej filozofii Kartezjusza. Przypomnijmy, że odrzucenie świadectwa zmysłów zmuszało myśliciela do ominięcia dowodu kosmologicznego, na rzecz ontologicznego, który został zapożyczony od Św. Anzelma, lecz zarazem wzmocniony przez myśliciela, którym dziś się zajmujemy.

Dowody te szły po linii uzasadnienia świata materialnego aby uprawomocnić coś, co Kartezjusz nazywa Drzewem Wiedzy. Drzewo ów to piętrząca się drabina nauk, która osadzona na korzeniach metafizyki sięga poprzez pień fizyki po nauki mechaniczne, będące właściwym celem poznania. Tak jak prawdziwe drzewo wydaje owoce jedynie u swych szczytów, tak nauki teoretyczne są tylko korzeniami i pniem, za to praktyczne mechaniczne nauki owocują, ułatwiając życie człowieka. Cel tej nauki jest zatem czysto praktyczny i interesowny – Bóg i dusza w myśli tej jest czynnikiem mającym dać podstawę pod budowę mechanistycznych nauk. Kartezjusz bowiem zauważa dwie natury, które jako jeden z pierwszych drastycznie oddziela – myślne dusze i Boga, oraz rozciągłą materię. Materia zostaje tu pojęta jako czynnik zupełnie różny i odmienny, co prowadzi do problemu psychofizycznego, który polega na relacji duszy i ciała. Kartezjusz rozwiązuje go poprzez pojęcie duchów, a raczej duszków, tchnień życiowych, które w języku francuskim nazywają się les espirits. Przepełniają one ciało ludzkie dając mu czucie, będąc niejako łącznikami duszy i ciała. Dusza jako taka, mimo, że niematerialna kontaktuje się z ciałem w szyszynce, która z uwagi na to, że jest jedna odpowiada za jedność duszy, co Kartezjusz zestawia z innymi organami, które występują w parach. Odpowiedź ta, niezwykle niezadowalająca da wyraz w systemie Malebranche’a i Leibniza, ale to już oczywiście temat na inny artykuł.

Materia rozciągła to mechanizm, który funkcjonuje zupełnie bez życia, z tego też względu to, co nie ma duszy jest tylko rzeczą. Kartezjanizm ujął więc naturę jako zupełnie nieożywioną, będącą swego rodzaju przedmiotem, co dotyczyło również roślin i zwierząt, stąd krytycy Kartezjusza mówią często o „psie-maszynie” i „eksperymentach” polegających na testowaniu odruchów zwierząt jako istot nieożywionych. Bogate opisy ciała ludzkiego opiewające w mechanistyczne wytłumaczenie funkcjonowanie krążenia krwi, działania mięśni oraz innych aspektów funkcjonowania człowieka to potwierdzenie surowego dualizmu, który to zero jedynkowo rozdziela ciało od duszy czyniąc je naturami skrajnie różnymi.

Podsumowując Kartezjanizm to filozofia bardzo prosta w swej budowie, lecz zaopatrzona w niezwykle interesujące konsekwencje. Przyjęcie oczywistego dualizmu oraz jeszcze oczywistszej zasady Jasności i Wyraźności, jak i wzbogacenie ich o genialne spostrzeżenie jakim jest zdanie klucz tejże filozofii, czyli „Myślę więc jestem”, to geniusz w prostocie i klarowności, jak i ciekawy punkt wyjścia przyszłych myślicieli. Malebranche i Geulincx  Arnauld i Janseniści, Leibniz, Spinoza i wielu innych to Ci, którzy byli naśladowcami Kartezjusza, bądź szeroko odwoływali się do jego poglądów. Sama ta masa wielkich myślicieli powinna nas uświadomić z jak wielkim filozofem mieliśmy w tym krótkim artykule do czynienia.

Leon Łopata: Boże Narodzenie – Urodziny nas wszystkich

Boże Narodzenie częstokroć przedstawiane jest świecko jako czas człowieka, bądź religijnie jako czas Boga. Należy jednak zwrócić uwagę, że obie interpretacje święta nie muszą się kłócić, a mogą nawet współgrać. Oczywistym truizmem jest stwierdzenie, że Boże Narodzenie to czas Boga, stąd też przede wszystkim nasz Pan i Zbawiciel powinien być przedmiotem naszego zainteresowania w Święta. Jak możemy jednak łatwo wydedukować, skoro Jezus Chrystus jest Zbawicielem, to przychodzi na świat by kogoś zbawić, kogoś, czyli wszystkich ludzi, nas. Skoro Bóg przychodzi na świat dla nas, my także w jakimś sensie także rodzimy się wraz z nim i 25 Grudnia obchodzimy swoje duchowe urodziny wraz z Jezusem. Temu zagadnieniu poświęcam ten artykuł, w celu wzbudzenia u siebie oraz wszystkich czytelników mistycznego wyrazu Bożego Narodzenia jako święta radości z przyjścia Zbawiciela na świat i odmienienia naszych serc.

Zacznijmy od tego do czego potrzebny jest nam Chrystus. Oczywiście Jezus to wartość autoteliczna, to znaczy mieszcząca cel sama w sobie. Innymi słowy Jezusa kochamy nie dla korzyści, a z dobroci serca. Korzyści z miłości Jezusa mogą jednak nas motywować – tak jak małżeństwo opiera się na bezinteresownej miłości tak szczęście jakie ono niesie może nas dodatkowo pogłębiać w tejże miłości. I tak patrząc na korzyści z miłości do Chrystusa widzimy przede wszystkim przepojenie właśnie miłością, która daje szczęście. Nasza wewnętrzna konstytucja każe nam czerpać miarę dobrego życia przede wszystkim z szczęścia, a zatem Chrystus może prócz życia wiecznego może dać nam także to doczesne w postaci szczęścia.

Miłość jakiej udziela nam Chrystusa daje nam szczęście, Boże Narodzenie także wiec powinno być dla nas radością. Wcielenie wraz ze Zmartwychwstaniem (dwie główne tajemnice wiary, na które dzieli się rok liturgiczny) mają potrójny wymiar – tak jak tajemnice różańca ich aspekty dzielą się na chwalebne, bolesne i radosne. Chwalebne jest całe życie Zbawiciela, za to poszczególne jego aspekty są to bolesne, to radosne. Tak jak ból jest oczywisty przy Męce Krzyżowej, tak radość jest oczywista przy Wcieleniu i Zmartwychwstaniu. Samo wcielenie ma jednak wartość bolesną – Jezus przychodzi na świat w ubogiej stajence, a zatem zapewne jest mu już zimno, odczuwa dyskomfort charakterystyczny dla rodzących się dzieci – można wiec powiedzieć, że już cierpi. W końcu Bóg nie musiał się wcielać, mógł wieść beztroskie życie w niebie i stworzyć świat na miliony innych sposobów, w których Wcielenie nie miałoby miejsca, a jednak decyduje się Jezus przyjść na świat w dwóch naturach – boskiej i ludzkiej. Tak oto okazuje nasz Pan swą największą miłość, kierując się ku człowiekowi nie tylko poprzez opatrzność, lecz także własne bycie.

Nasze życie też ma w sobie coś z wcielenia, wcielamy się z błogiego nieistnienia w bycie, które czuje i doświadcza, raduje się i cierpi. Pamiętajmy, że rodzący się Jezus to ktoś naśladujący nas, a zatem to Bóg uniżający się do swych sług, by okazać im swą miłość. Zbawiciel schodzi na świat co rok, abyśmy narodzili się na nowo – z naszym cierpieniem i radością. Schodzi, abyśmy oddali mu swoje życie, tak, aby on uzdrowił nasze serca skażone grzechem. Jego miłość rozpromienia nas, tak, abyśmy mogli żyć szczęśliwie i dobrze.

Tak, jak co roku wspominamy dzień, w którym opuściliśmy łona naszych matek, tak co roku wspominajmy dzień, w którym przybył na świat jego największy przyjaciel. Niech zatem 25 Grudnia będzie dla nas zawsze oznaką miłości Chrystusa i dniem, w którym wraz z Bogiem ucieszymy się z tego dnia. Łączmy się z Nowonarodzonym Chrystusem to w cierpieniu, to w radości, ufajmy Mu i zawierzajmy się, a osiągniemy szczęście. A z racji, że są to także nasze duchowe urodziny pozwolę sobie zakończyć ten artykuł miłym akcentem: Wszystkiego Najlepszego dla wszystkich nowonarodzonych w Chrystusie!

Leon Łopata: Ehhh, życie, życie… [Kącik Literacki Uczta]

Ehhh, życie, życie…

Zapach kwitnących łąk zazieleniającego się parku upoił moje zmysły. Spacerowałem samotnie, kręcąc się wzdłuż alei dumnych drzew, które stały w szeregu niby szachowe piony. Wiosna jest cudowna! Szczególnie, gdy ma się w sercu beztroskę i… miłość…Przeszła obok mnie, tak, że miałem wgląd w jej głębokie, urzekające, rozpływający się w swej toni niby ocean błękitne oczy. Do tego promienie niewinnie wtapiały się w rozświetlone pejzaże jej jasnobladych włosów, które to unoszone przez podmuch wiosenny sięgały ku niebiosom. Przeszedłem kilka kroków, po czym instynktownie obróciłem się w jej stronę, jakby nie mogąc oderwać się od jej lśniącej aparycji. Zobaczywszy jej oczy zwrócone ku mnie rozradowałem się ogniście, aż nietaktownie, ona za to zmieszana czekała na mój pierwszy krok…

Przedstawiwszy się ująłem jej dłoń pod wpływem boskiego szału, ona za to swym niemym wzrokiem również oszalałym z miłości przyjęła gest mej miłości. Nie bacząc na rychły charakter znajomości udaliśmy się do pobliskiej kawiarni, gdzie to pochłonięci rozmową wtapialiśmy się w siebie wzrokiem tak namiętnym i dogłębnym, że aż pięknym…

***

U progu lata, w cieniu wiosennych porywów i zachłannych promieni słońca spotykałem się ze swą miłością w tamtejszym parku niemalże codziennie. Wiedliśmy życie skupione wokół miłości. Nasze żarliwe pocałunki były swego rodzaju dowodami naszego uczucia, uwypuklając jego boskość. Nasze emocje dryfowały w kierunku przyszłości, tak, że już moja miłość bez zaskoczenia spojrzała na mnie, gdy uklęknąłem przed jej obliczem. Ja także bez zdziwienia przyjąłem słowo „tak”.

Wtedy rozpoczęły się dla nas czasy nieskazitelnej miłości, która przyćmiewała życie. Kochałem ją bezpamiętnie, tak jak i ona mnie. Roztapialiśmy się w miłości, stając się coraz dojrzalsi i pewniejsi swej przyszłości. Byliśmy w końcu po słowie! I tak, istotnie, gdy słońce zaczęło unosić się z gracją dostojniejszą niż w każdy inny dzień roku przyrzekliśmy sobie u ołtarzy miłość. I kosztowaliśmy rozkoszy małżeńskich, aż po smutny i dżdżysty październik, który miał zwiastować najgorsze…

***

Szliśmy parkiem w ciszy, wiedzieliśmy bowiem jaki czas nadchodzi. Złota jesień przemijała, a my wiedzieliśmy, że tak jak drzewa uwiędną, tak też moją miłość opuści życie. I istotnie, chodziliśmy po parku coraz rzadziej, aż w końcu nasz park stał nam się zupełnie obcy. Przykuta do łóżka marniała patrząc zza firanek na świat. Cieszyliśmy się jednak, tak na siłę i od niechcenia. W końcu jednak nawet ogień prawdziwej miłości przestał razić jej twarz, niegdyś tak uśmiechniętą, dziś noszącą znamię cierpienia.

Nie minęło wiele czasu, gdy jej domem stał się szpitalny hol. Byłem przy niej, a ona coraz marniejsza cieszyła się z jednego – że z okna szpitalnego był widoczny park. Taki, jak ten, w którym się poznaliśmy. Sam nie wiem, że widok ten bardziej ją przygnębiał czy niósł ukojenie, w każdym bądź razie wyglądała tam aż po swój ostatni dzień…

***

Siarczysty mróz stąpał po ziemi, a ja szedłem pośród mórz granitu. Każdy nosił na sobie piętno czyjegoś życia, tchnienia wydanego w głuchej ciszy wszechświata. I była też tam moja miłość, a jej imię zasypał śnieg. Łzy zamarznięte raniły moją twarz, a wichura wdzierała się pod płaszcz ubrania. Zapaliłem znicz i odszedłem, bo cóż mogłem zrobić? Ehhh, życie, życie… 

Leon Łopata: O co walczyć?

„Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą” – mawiał Święty Augustyn. Istotnie, walka jest gwarantem zwycięstwa, z tego prostego względu, że póki nie odważymy się sięgnąć bo nasz cel nie osiągniemy go nigdy. Warto jednak stosować się do słynnego ostrzeżenia, które po krótce można sparafrazować następująco – jeśli idziemy lasem i zabłądziliśmy, idąc obojętnie gdzie możemy jeszcze bardziej zabłądzić. Warto więc poddać refleksji ścieżkę, którą idziemy, z tego prostego względu, że należy iść w kierunku prawidłowym, a błędny może tylko pogłębić nasz błąd. Na pytanie o to, czy należy walczyć zawsze należy odpowiedzieć, że tak, gdyż ludzki byt to ciągła walka, pytanie rodzi się dopiero gdzie skierować nasze starania i trudy, to bowiem jest dyskusyjne. W tym artykule naszkicuję dokąd należy udawać się w naszej życiowej walce, za czym dążyć i ku czemu zmierzać.

Większość ludzi biegnie za dobrami materialnymi, przemijającymi, by nie rzec złudnymi. Dobra te dają tylko pozory… no właśnie, czego? Zazwyczaj panuje zgodność, że celem człowieka jest szczęście. Przekonanie wywiedzione z antyku nie ma podstawy tylko konwencjonalnej, gdyż jest głęboko zawarte w naturze człowieka. Czy jesteśmy moralnymi hedonistami czy idealistami trudno zamachnąć się na szczęście jako cel życia. Wymownym jest fakt, że nawet wspomniany Augustyn (którego nauka bądź co bądź do systemów zbieżnych z hedonizmem się nie zalicza) stawia szczęście na piedestale. Szczęście jest stanem przyjemnym, lecz zespolonym z dobrem. Jest zatem doskonałością poprzez syntezę, gdyż zawiera w sobie zarówno piękno życia dobrego, jak i zwykłej, trywialnej radości.

Szczęście jako warunek podstawowy naszej egzystencji daje nam nie tylko tą wspomnianą „zwykłą, trywialną, radość” lecz także poczucie prawidłowości w naszym życiu. Tym samym szczęście zawiera w sobie moralność. Z tego też względu owy stan duszy jako łączący „przyjemne z pożytecznym” jest niekwestionowaną wartością, podobnie jak sama walka.

Skoro wiemy, że celem walki powinno być szczęście, musimy odnaleźć sposób na osiągnięcie tegoż szczęścia. Szczęście samo w sobie jest rozproszone podług ludzkich zdolności, istnieje jednak szczęście prawdziwe. Jak odróżnić szczęście prawdziwe od falsyfikatu? Odpowiedź jest zarazem banalna, lecz i wymagająca – należy podchodzić do rzeczywistości z namysłem i refleksją i ocenić co jest dla nas źródłem szczęścia. Są oczywiście rzeczy, które dla każdego (przy prawidłowym korzystaniu z dobra) są uszczęśliwiające – Bóg, miłość, wartości. Istnieją także takie, które wynikają z powołania (rodzina lub życie konsekrowane, rodzaj pracy), są też czysto indywidualne (dobór przyjaciół, środowiska, dóbr materialnych). Wszystkie one jednak muszą zostań odkryte bezpośrednio przez nas samych, gdyż każda dążność naszej woli aby uszczęśliwiać, musi być autonomiczna.

Tak oto odkrywając szczęście dążymy do dobra obiektywnego i subiektywnego. Szczęścia jednak nie należy mylić z fałszywą rozkoszą, gdyż szczęście jest rozkoszą z dobra, a nie zła. Jako wartość idealna szczęście nie może być źródłem zła, należy więc je odgraniczyć od zepsutej niekiedy radości. Szczęście zatem, jeśli jest zdrowe i odpowiednie, doprowadzi nas do nie tylko radości, ale i dobra, stąd też warto o nie zabiegać. Właśnie dlatego Doktor Łaski tak wysoko je cenił, i dlatego my o nie walczmy zawzięcie w naszym życiu.