Archiwa tagu: Myśl

Leon Łopata: Myślę, więc Jestem – Ku źródłom Bytu i Bycia

Myślę, więc Jestem – Ku źródłom Bytu i Bycia

Kartezjusz i Heidegger to mieszanka wybuchowa i nieoczywista – mimo tego czytając Opus Magnum Heideggera (Bycie i Czas) natrafiamy na sporawe fragmenty odnoszące się właśnie do Ojca Filozofii Nowożytnej. Podmiot Kartezjusza (jakim jest jaźń) jako substancja krytykowana przez niemieckiego egzystencjalistę wyłania się w zupełne nowej formie – jako „Dasein” – Jestestwo. Kartezjańskie Cogito zawiera jednak dwie strony ontologicznego medalu – Myślę (ja, substancja) więc jestem (jesteściuję, jestem byciem). A zatem w Cogito ergo Sum kryje się zarówno esencja jak i egzystencja. Eksplikacja zarówno bytu (esencji) jak i bycia (egzystencji) jest przedmiotem tego artykułu, oczywiście wszystko okiem idealistycznym.

Heideggerowskie pytanie o Bycie stanowi poszukiwanie horyzontu bądź zasady, by nie rzec natury wszechrzeczy, wszech-rzecz ta jednak musi istnieć. Konflikt odnośnie tego, co jest pierwsze (egzystencja czy esencja) jest jałowy i podobny do dylematu „jajko czy kura”, jest tak gdyż obie strony rzeczywistości są lustrzane i równoległe. Byt jako substancja jest dostrzegalny w skali mikro, w której dostrzegamy tego-oto-człowieka, tą-oto-jaźń, czyli to-co-jest, w skali makro nie dostrzegamy jednak substancji – dostrzegamy jestestwo – to-co-żyje. Dysonans między perspektywami można jednak ontologicznie wyjaśnić jako sposób przejawiania wszechrzeczy – by jednak zrozumieć modus wszechrzeczy należy dojść do jego źródła, czyli właśnie wszechrzeczy.

Wszechrzecz ta (celowo unikam pojęć metafizycznych, gdyż jeszcze są one przed nami zakryte) jest wszystkim tym co jest. To co jest jest, a to co nie jest nie jest – mawiał Parmenides – i z tej zasady można wywnioskować własności wszechrzeczy, przede wszystkim jedność. Jednorodność musi być konieczna, gdyż jak wskazywał Spinoza rzeczy różne nie mogą współistnieć, bowiem rzecz A, skoro jest odrębna od B, nie może być przez nią rozumiana a zatem być jej przyczyną – co wskazuje dodatkowo na jedność wszechrzeczy. Jedność zawiera wszystkie własności, które poprzez swój modus eksponuje – ale o tym już za chwilę. Jedność tej wszechrzeczy jako ujęcie rozumowe rzeczy w skali makro kłóci się jednak z rozumem w skali mikro, który wskazuje na istnienie konkretnych substancji.

Znów widzimy dualizm wynikły z różnych punktów widzenia i ujęcia wszechrzeczy, spójrzmy jednak głębiej. Eksplikacja bytu wskazuje nam na to, że jest on tym-co-jest, jest on zatem bytem-w-świecie, jestestwo zaś jako to-co-żyje jest byciem-w-świecie. Byt-w-świecie jest ujęciem wszechrzeczy esencjonalnym, zaś bycie-w-świecie egzystencjalnym. Tak samo ujęcie wszechrzeczy jako jedność jest egzystencjalne, bowiem dotyczy ich życia (co później się nam rozjaśni), za to ujęcie substancjalne jest esencjalne, gdyż w nim ujmujemy istnienie rzeczy.

Innymi słowy, jestestwo jest horyzontem rzeczy, bowiem wszystko co istnieje żyje. Jest tak, gdyż jednorodność każe przyjąć dobrą lub złą naturę rzeczy – skoro rzecz istnieje jest ułamkowo dobra, gdyż istnienie jest dobre, istnienie by być w pełni dobre musi żyć, a rzecz musi być jednorodna. Wniosek –  skoro jedna własność jest dobra, a rzecz cała musi być jednorodna cała ona musi być dobra, stąd wszystko co istnieje żyje. Jestestwem najsilniejszym jest jednak człowiek, gdyż jest podmiotem, co definiuję jako świadomość świadomą swej świadomości. Jestestwo jest zatem osnową bytu, jego horyzontem. Jest jak żagiel unoszący się nad wieloma marynarzami (parafrazując metaforę z Platońskiego Parmenidesa) – jeden ponad wszystkimi. Dasein unosi się nad bytami substancjalnymi dając im ich istotę – życie. Substancja w tym ujęciu jest zatem czymś innym niż w klasycznej ontologii – Dasein jest odpowiednikiem Substancji Spinozy (którą definiuję jako Naturę), zaś substancja jej przejawem jako modus tejże Natury.

Natura nie jest sama rzeczą – jest jej horyzontem. Weźmy człowieka – jest jestestwem, którego istotą jest myślenie. Samo jednak myślenie (oznaka upodmiotowionego życia) jest nieoderwalne od jaźni. Tak samo biologiczne życie jest nieoderwalne od ciała. Nie możemy go wyabstrahować – co jednak nie oznacza, że ono nie istnieje. Natura (nieokreślone jestestwo) poprzez modus dzieli się na substancje, one na desygnaty, te zaś na jakości. Wszystko jest zatem jednością natury, która dzieli się ad infinitum poprzez swą modyfikację.

Eksplikacja bytu prowadzi nas zatem do substancji jako modusu natury, którą odkryliśmy poprzez eksplikację jestestwa. Natura jest zatem wszędzie i nigdzie, jest osnową jedności świata. Immanentna rzeczywistość jako zmienna przez ciągły modus jednego duchowego punktu to obraz świata bez transcendencji – jedynie Absolut, jako zupełnie niepoznawalny z perspektywy Natury wykracza poza świat, gdyż sam nie ma Natury w naszym rozumieniu, bowiem natura musiałaby go warunkować. Bóg jest zatem odrębny od świata, lecz nie przekreśla jego monizmu, gdyż jest poza-światem.

Kartezjańskie Cogito ukazuje nam zatem dualistyczne ujęcie, jednakże tej samej wszechrzeczy jako Natury, którą dzielimy na byty. Myślimy, więc jesteśmy, jesteśmy substancją, której naturą jest bycie. Jesteśmy, bo Natura jestestwa oplata nas, bytujemy, bo Natura owa przejawia się poprzez swój modus w substancji.

Podsumowując, Kartezjanizm i Heideggeryzm można zespolić zarówno poprzez eksplikację bytu jak i bycia, choć oczywiście będzie to wbrew obydwu tradycjom. Ta nieortodoksyjna synteza owych myślicieli może być jednak cenna, stąd też pokusiłem się o nią z uwagi na szerszy horyzont myśli obydwu filozofów. Mieszanka tychże systemów przynosi nam rozbudowany stelaż pod system… no właśnie… jaki? O tym przekonamy się w następnych rozważaniach metafizycznych.

Leon Łopata: Rozprawa Etyczna

Leon Łopata – Rozprawa Etyczna

Wartości to azymut egzystencji. To ich obranie przez wolną wolę warunkuje rozwój personalny i społeczny jednostki. Większość ludzi dokonuje wyboru światopoglądu poprzez intuicję, za czym kryje się zapewne podświadomość; w każdym bądź razie ogniwem i tak jest wolna wola. To właśnie wolność decyzji pozwala nam sięgnąć po odpowiednie dla nas poglądy, pytanie jednak czy owa subiektywność zasad zawsze jest zbieżna z obiektywną prawdą?

Weźmy człowieka, który poświęcił życie konkretnej misji – na przykład był politykiem ugrupowania „A”. Z biegiem czasu odkrył wady nie tylko praktycznego funkcjonowania tej partii, ale i jej  światopoglądu, który stał się mu obcy. Osoba owa odczuwazawiedzenie, które przekreśla wartość, w którym służyła ona partii „A”. Zupełnie odmienne przekonanie będzie miała osoba druga, która zakończyła kilkuletni, chwilami szczęśliwy związek. Mimo tego, że związek ten zakończył się fiaskiem przywoływać będzie ona na myśl wspomnienia, co będzie raczej melancholią, niż zawiedzeniem. Zawiedzenie bowiem jest stanem, w którym nie spostrzegamy pozytywów z przeszłych wydarzeń, w przeciwieństwie do melancholii, która przypomina chwile piękne i warte pielęgnacji.

Czynnikiem, który różnicuje oba stany jest szczęście. Szczęście to stan zadowolenia z własnego życia, postrzegania czy też mówiąc bardziej uniwersalnie całokształtu egzystencji. Szczęście jest czynnikiem wybitnie subiektywnym. Możemy wyobrazić sobie smutnego króla i szczęśliwego parobka lub bardziej intuicyjnie relację odwrotną, nie możemy jednak tego osądzać na bazie racjonalnych przesłanek. Nikt z nas nie może zmierzyć szczęścia ludzkiego inaczej, niż przez słowne potwierdzenie badanego indywiduum. Jesteśmy w stanie wyobrazić sobie człowieka posępnego, który karmi się frustrującą myślą o pierwszej miłości, a jednak jest szczęśliwy przywołując ją sobie na myśl bardziej niźli by z nią był. Tych paradoksów są nieskończoności, wszystkie one razem wzięte można jednak wyrazić Pascalowską sentencją – „serce ma swoje prawa, których rozum nie zna”.

Wracając jednak do poprzedniego przykładu, subiektywne szczęście jest wartością samą-w-sobie. Stanowisko to nazywam „fenomenalizmem etycznym”, bowiem dostępny tylko dla jaźni fenomen szczęścia jest niezaprzeczalny. Bycie w partii A można obalić, nawet i związek z przykładu opozycyjnego, lecz nie samo szczęście. Ono pozostaje, gdy odrzucamy niepewne składniki wartości, ono fluktuuje jako wartość autoteliczna. Oczyściwszy serce z niepewnego pozostawiamy tylko pewne – mianowicie subiektywne. Lecz pytanie wybrzmiewa, a co z obiektywnym?

Obiektywne bądź co bądź istnieje – nie popadajmy w idealizm naiwny! Rzeczywistość ontologiczna jest obiektywna, nie zgłębiając jej poprzestańmy na tym. Jak zatem uzgodnić nasze subiektywne szczęście z obiektywnością? Pogodzenie owe nazwijmy moralnością, gdyż to moralność odpowiada za połączenie subiektywności z obiektywnością. Mając upodobanie w miłości natrafiamy na pewne ograniczenia natury i kultury i dostosowujemy się do nich – to właśnie esencja moralności. Ta dialektyczna synteza subiektu i obiektu musi mieć swe hasło przewodnie, zasadę, dewizę. Proponuję ją poniżej:

„Maksymalizuj szczęście przy zachowaniu praw Bożych”

Skąd Bóg? Obiektywność hierarchizuje się, względna obiektywność jaką jest świat wymaga istnienia obiektywności absolutnej, która konstytuując się wytwarza eminentnie wszechrzecz. Tą obiektywnością absolutną jest Bóg. Jak wspomniałem świat zawiera się w nim eminentnie, gdyż został on wytworzony jako dzieło nie duplikujące podmiot, a tylko będące jego mniej doskonałym wytworem. Jako zawarci w Bogu powinniśmy stosować się do jego praw z przyczyny, którą określiłbym jako egzystencjalna wdzięczność. Wdzięczność ta powinna także przerodzić się w bezinteresowną miłość, tak jak trywialne zauroczenie przeradza się we wzniosłą miłość.

Bóg jednak jest dobry, gdyż jest doskonały, taka wielkość i powaga nie rani. Dając naturę niedoskonałą w stopniu, ale doskonałą ze względu na brak zła Stwórca tworzy człowieka dla szczęścia. Inny wariant jest nie do pomyślenia – Bóg jest w końcu dobry. Dobry Absolut tworzy piękno, a nic pięknym nie jest na równi z samym szczęściem, jako egzystencjalnym stosunkiem do piękna. Piękno byłoby martwe bez podmiotu, który by je przeżywał. Czucie jest esencją egzystencji, szczęście jest esencją czucia piękna.

Bóg pojęty filozoficznie, ale także i chrześcijańsko jest dobrem, miłością, która nie rani, czyni jedynie dobro, gdyż Wola Boża zawsze wyprowadza dobro na wierzch. Ufając w nią nasza słaba natura może anagogicznie wzlecieć, wnieść się i podnieść ku wyżynom. Właśnie ta akceptacja Woli Bożej gwarantuje szczęście. Gdyż szczęście jest subiektywne, zależy ono od interpretacji rzeczywistości, a nie jej stanu formalnego.

Bóg pragnie szczęścia, ale nie w postaci zwulgaryzowanego hedonizmu, który wyklucza głębie szczęścia. Ordynarność pewnych przyjemności sprawia, że nie są one „uświęcane” przez szczęście, są jednak te wysublimowane, częstokroć podobne do tamtych rodzajowo , lecz o tonie łagodnym i przyjaznym. Takie przyjemności wysubtelnione prowadzą do szczęścia, zaś ordynarne wiodą ku występkowi, który i tak zwiedzie na manowce. Szczęście musi być zgodne z zasadą obiektywną, aby było prawdziwe.

Szczęście jako stan umysłu może być autarkiczne, to znaczy pochodzić tylko z umysłu, najczęściej jednak opiera się bądź o zmysł, bądź o zmysłu przypomnienie. Jego fenomen godzi różne gatunki bytu, niejako będąc ich przecięciem, gdyż radując się przepajamy intelekt zmysłem, a zmysł intelektem. Jedząc smaczną potrawę nadajemy nie tylko umysłowi radość poprzez smak, ale i piękno zmysłowi poprzez interpretację. Potrawa jest pięknem, jako pośrednik ku szczęściu. Działa to zatem zwrotnie i wartościująco.

Szczęście za-cieleśnione, czyli zapożyczone z ciała odkrywa przed jaźnią coś, co ją ubogaca, mianowicie ukazuje jej, że jej subiektywność można wyrażać w byciu-wśród-ludzi. Ciało jest nośnikiem szczęścia, przynajmniej wobec doczesności, czyli przede wszystkim ludzi, tak jak rozum jest nośnikiem szczęścia wobec świata wieczystego, przede wszystkim Boga. Demonizowanie ciała przez skrytych manichejczyków to przedmurze nieszczęścia. Człowiek, mimo iż jego istotą jest dusza, koegzystuje z ciałem w symbiozie, rugowanie potrzeb ciała w całości kończy się równie dramatycznie co ich pełna afirmacja. Ciało musi zostać uduchowione, by jego nacisk na duszę nie był rujnujący, a budujący. Nacisk ten musi być miarkowany, gdyż to umiar odsłania równowagę ciała i duszy oraz ich harmonię. Ciało (jak zostało wskazane) ubogaca duszę, dusza ubogaca ciało, a relacja ta może być pięknym zharmonizowanym dualizmem psychofizycznym.

Podsumowując treść wywodu, nasza etyka musi być zorientowana na osiągnięcie szczęścia subiektywnego przy zachowaniu równowagi z obiektywnym dopełnieniem, jakim jest Bóg. Szczęście to jest zupełne, gdyż jest naszym udziałem, otwiera ono na bycie-wśród-ludzi i zbiorową harmonię, jak i równowagę między duszą i ciałem. Fenomenalizm etyczny, wyłuskując szczęście prowadzi do osiągnięcia samospełnienia, zadowolenia, ale i wypełnienia Woli Bożej. Z tego względu jest to stanowisko zgodne z wiarą, rozumem i doświadczeniem życia codziennego.