Archiwa tagu: Wiara

Leon Łopata: Rozprawa Etyczna

Leon Łopata – Rozprawa Etyczna

Wartości to azymut egzystencji. To ich obranie przez wolną wolę warunkuje rozwój personalny i społeczny jednostki. Większość ludzi dokonuje wyboru światopoglądu poprzez intuicję, za czym kryje się zapewne podświadomość; w każdym bądź razie ogniwem i tak jest wolna wola. To właśnie wolność decyzji pozwala nam sięgnąć po odpowiednie dla nas poglądy, pytanie jednak czy owa subiektywność zasad zawsze jest zbieżna z obiektywną prawdą?

Weźmy człowieka, który poświęcił życie konkretnej misji – na przykład był politykiem ugrupowania „A”. Z biegiem czasu odkrył wady nie tylko praktycznego funkcjonowania tej partii, ale i jej  światopoglądu, który stał się mu obcy. Osoba owa odczuwazawiedzenie, które przekreśla wartość, w którym służyła ona partii „A”. Zupełnie odmienne przekonanie będzie miała osoba druga, która zakończyła kilkuletni, chwilami szczęśliwy związek. Mimo tego, że związek ten zakończył się fiaskiem przywoływać będzie ona na myśl wspomnienia, co będzie raczej melancholią, niż zawiedzeniem. Zawiedzenie bowiem jest stanem, w którym nie spostrzegamy pozytywów z przeszłych wydarzeń, w przeciwieństwie do melancholii, która przypomina chwile piękne i warte pielęgnacji.

Czynnikiem, który różnicuje oba stany jest szczęście. Szczęście to stan zadowolenia z własnego życia, postrzegania czy też mówiąc bardziej uniwersalnie całokształtu egzystencji. Szczęście jest czynnikiem wybitnie subiektywnym. Możemy wyobrazić sobie smutnego króla i szczęśliwego parobka lub bardziej intuicyjnie relację odwrotną, nie możemy jednak tego osądzać na bazie racjonalnych przesłanek. Nikt z nas nie może zmierzyć szczęścia ludzkiego inaczej, niż przez słowne potwierdzenie badanego indywiduum. Jesteśmy w stanie wyobrazić sobie człowieka posępnego, który karmi się frustrującą myślą o pierwszej miłości, a jednak jest szczęśliwy przywołując ją sobie na myśl bardziej niźli by z nią był. Tych paradoksów są nieskończoności, wszystkie one razem wzięte można jednak wyrazić Pascalowską sentencją – „serce ma swoje prawa, których rozum nie zna”.

Wracając jednak do poprzedniego przykładu, subiektywne szczęście jest wartością samą-w-sobie. Stanowisko to nazywam „fenomenalizmem etycznym”, bowiem dostępny tylko dla jaźni fenomen szczęścia jest niezaprzeczalny. Bycie w partii A można obalić, nawet i związek z przykładu opozycyjnego, lecz nie samo szczęście. Ono pozostaje, gdy odrzucamy niepewne składniki wartości, ono fluktuuje jako wartość autoteliczna. Oczyściwszy serce z niepewnego pozostawiamy tylko pewne – mianowicie subiektywne. Lecz pytanie wybrzmiewa, a co z obiektywnym?

Obiektywne bądź co bądź istnieje – nie popadajmy w idealizm naiwny! Rzeczywistość ontologiczna jest obiektywna, nie zgłębiając jej poprzestańmy na tym. Jak zatem uzgodnić nasze subiektywne szczęście z obiektywnością? Pogodzenie owe nazwijmy moralnością, gdyż to moralność odpowiada za połączenie subiektywności z obiektywnością. Mając upodobanie w miłości natrafiamy na pewne ograniczenia natury i kultury i dostosowujemy się do nich – to właśnie esencja moralności. Ta dialektyczna synteza subiektu i obiektu musi mieć swe hasło przewodnie, zasadę, dewizę. Proponuję ją poniżej:

„Maksymalizuj szczęście przy zachowaniu praw Bożych”

Skąd Bóg? Obiektywność hierarchizuje się, względna obiektywność jaką jest świat wymaga istnienia obiektywności absolutnej, która konstytuując się wytwarza eminentnie wszechrzecz. Tą obiektywnością absolutną jest Bóg. Jak wspomniałem świat zawiera się w nim eminentnie, gdyż został on wytworzony jako dzieło nie duplikujące podmiot, a tylko będące jego mniej doskonałym wytworem. Jako zawarci w Bogu powinniśmy stosować się do jego praw z przyczyny, którą określiłbym jako egzystencjalna wdzięczność. Wdzięczność ta powinna także przerodzić się w bezinteresowną miłość, tak jak trywialne zauroczenie przeradza się we wzniosłą miłość.

Bóg jednak jest dobry, gdyż jest doskonały, taka wielkość i powaga nie rani. Dając naturę niedoskonałą w stopniu, ale doskonałą ze względu na brak zła Stwórca tworzy człowieka dla szczęścia. Inny wariant jest nie do pomyślenia – Bóg jest w końcu dobry. Dobry Absolut tworzy piękno, a nic pięknym nie jest na równi z samym szczęściem, jako egzystencjalnym stosunkiem do piękna. Piękno byłoby martwe bez podmiotu, który by je przeżywał. Czucie jest esencją egzystencji, szczęście jest esencją czucia piękna.

Bóg pojęty filozoficznie, ale także i chrześcijańsko jest dobrem, miłością, która nie rani, czyni jedynie dobro, gdyż Wola Boża zawsze wyprowadza dobro na wierzch. Ufając w nią nasza słaba natura może anagogicznie wzlecieć, wnieść się i podnieść ku wyżynom. Właśnie ta akceptacja Woli Bożej gwarantuje szczęście. Gdyż szczęście jest subiektywne, zależy ono od interpretacji rzeczywistości, a nie jej stanu formalnego.

Bóg pragnie szczęścia, ale nie w postaci zwulgaryzowanego hedonizmu, który wyklucza głębie szczęścia. Ordynarność pewnych przyjemności sprawia, że nie są one „uświęcane” przez szczęście, są jednak te wysublimowane, częstokroć podobne do tamtych rodzajowo , lecz o tonie łagodnym i przyjaznym. Takie przyjemności wysubtelnione prowadzą do szczęścia, zaś ordynarne wiodą ku występkowi, który i tak zwiedzie na manowce. Szczęście musi być zgodne z zasadą obiektywną, aby było prawdziwe.

Szczęście jako stan umysłu może być autarkiczne, to znaczy pochodzić tylko z umysłu, najczęściej jednak opiera się bądź o zmysł, bądź o zmysłu przypomnienie. Jego fenomen godzi różne gatunki bytu, niejako będąc ich przecięciem, gdyż radując się przepajamy intelekt zmysłem, a zmysł intelektem. Jedząc smaczną potrawę nadajemy nie tylko umysłowi radość poprzez smak, ale i piękno zmysłowi poprzez interpretację. Potrawa jest pięknem, jako pośrednik ku szczęściu. Działa to zatem zwrotnie i wartościująco.

Szczęście za-cieleśnione, czyli zapożyczone z ciała odkrywa przed jaźnią coś, co ją ubogaca, mianowicie ukazuje jej, że jej subiektywność można wyrażać w byciu-wśród-ludzi. Ciało jest nośnikiem szczęścia, przynajmniej wobec doczesności, czyli przede wszystkim ludzi, tak jak rozum jest nośnikiem szczęścia wobec świata wieczystego, przede wszystkim Boga. Demonizowanie ciała przez skrytych manichejczyków to przedmurze nieszczęścia. Człowiek, mimo iż jego istotą jest dusza, koegzystuje z ciałem w symbiozie, rugowanie potrzeb ciała w całości kończy się równie dramatycznie co ich pełna afirmacja. Ciało musi zostać uduchowione, by jego nacisk na duszę nie był rujnujący, a budujący. Nacisk ten musi być miarkowany, gdyż to umiar odsłania równowagę ciała i duszy oraz ich harmonię. Ciało (jak zostało wskazane) ubogaca duszę, dusza ubogaca ciało, a relacja ta może być pięknym zharmonizowanym dualizmem psychofizycznym.

Podsumowując treść wywodu, nasza etyka musi być zorientowana na osiągnięcie szczęścia subiektywnego przy zachowaniu równowagi z obiektywnym dopełnieniem, jakim jest Bóg. Szczęście to jest zupełne, gdyż jest naszym udziałem, otwiera ono na bycie-wśród-ludzi i zbiorową harmonię, jak i równowagę między duszą i ciałem. Fenomenalizm etyczny, wyłuskując szczęście prowadzi do osiągnięcia samospełnienia, zadowolenia, ale i wypełnienia Woli Bożej. Z tego względu jest to stanowisko zgodne z wiarą, rozumem i doświadczeniem życia codziennego.

Leon Łopata: Święty Józef – Czego uczy nas ziemski ojciec Chrystusa?

Święty Józef to dla wielu chrześcijan postać poboczna w historii Kościoła, oczywiście dostrzega się wkład ziemskiego ojca naszego Zbawiciela w wychowanie Jezusa, nie dostrzega się jednak jak wiele znaczyło wybranie potomka Dawida na Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny. Jak głosi Natchniona Tradycja Matka Boża całe życie żyła jako dziewica w doskonałej czystości. Niepokalana Maryja nie odczuwała jednak skutków grzechu pierworodnego – Józef jednak tak. Mimo tego Święty nigdy nie naruszył zaufania Maryi, szczególnie w tej drażliwej kwestii, stąd wielokrotnie modlimy się do niego jako do Patrona Czystości, który w szczególności pomaga wiernym walczyć z pożądliwością ciała. Nawet ujrzenie tego ważnego aspektu życia Józefa nie jest całością jego zasług, szczególnie dziwi mnie nie ujrzenie innej niezwykle palącej kwestii Jego życiorysu – odrzuceniem prawa dla wiary, Starego Zakonu dla Nowego i Autorytetu dla Boga. Może to Cię zdziwić, Szanowny Czytelniku, ale Święty Józef w swej niezmierzonej pokorze miał odwagę powiedzieć stanowcze „Nie” zasadom hierarchii Kościoła Żydowskiego, stając się de facto heretykiem i odszczepieńcem w oczach ogółu. W tym artykule przedstawię Józefa nie tylko jako patrona Czystości i Rodziny, lecz także jako odważnego wyznawcę, który nie omieszkał się sprzeciwić przedawnionym przepisom Starego Prawa by wcielić w życie Zakon Jezusa Chrystusa.

Jak wiemy Józef dowiadując się o ciąży Maryi podejrzewał to, co każdy z nas by podejrzewał, jak również wiemy Stary Zakon cudzołóstwo zaręczonej kobiety karał śmiercią przez ukamieniowanie. Józef, jakkolwiek mógł czuć się oszukany i zraniony, jakkolwiek mógłby pałać (w świetle prawa zasłużoną) żądzą zemsty decyduje się po kryjomu oddalić Maryję. Ta decyzja szokuje, w końcu mężczyzna wiedząc o domniemanej zdradzie przebacza i ratuje życie Maryi. Dopiero później Bóg przemawia do Józefa poprzez Anioła Pańskiego, aby przyjął Maryję i Dziecko pochodzenia Ducha Świętego. Wtedy już Święty Józef nie ma wątpliwości, jednak co czuł wcześniej? Wykroczył poza prawo, kochając Maryję sprzeniewierzył się prorokom w imię własnej interpretacji Zakonu.

Józef odrzucił Autorytet, który uległ przedawnieniu, wybierając Obietnicę, która w jego sercu wyryła nowe prawo. Czuł, że postąpi źle wydając Maryję, sama Ewangelia mówi, że jego sprzeciw prawu był oznaką sprawiedliwości. A zatem sprzeciw błędom Kościoła jest oznaką dojrzałości duchowej i sprawiedliwości.

Nie mówię tego bez żadnej racji, Józef jest dziś wzorem nie tylko duchowej czystości i silnej rodziny, lecz także odwagi teologicznej. W erze upadku Kościoła przykład Józefa ukazuje, że podporządkowanie się „nieomylnemu” papiestwu jest archaizmem, czy wręcz niesprawiedliwością. Jego postawa jest dla nas wymownym apelem ku walce o dobro, nawet jeśli nasi zwierzchnicy nie podzielają naszego zapału do obrony czystości wiary.

Pamiętajmy, że Józef był prostym człowiekiem, który sam odczuwał w sercu prawdę, i choć nie był on wielkim teologiem to odczuwał ją (jak czas pokazał) prawidłowo. Maryja była niewinną, nawet jednak jeśliby nią była nie zasługiwałaby wówczas na śmierć. Józef nie chciał „rzucić kamieniem” jako pierwszy, uwierzył zapewne, że dobry Bóg przebacza, a wiara ta okazała się prawdziwa, gdyż właśnie wychowywany przez niego Chrystus wcielił to prawo w życie.

Wróćmy jednak do sprawy czystości, z której Józef jest znany. W patriarchalnych warunkach owej epoki żona była własnością męża, a Józef jako człowiek obarczony grzechem miał także i potrzeby, które zaliczamy słusznie do niższych. Szanowny Czytelnik wie chyba, co chcę powiedzieć, Józef jednak uznał decyzję Maryi o zachowaniu czystości, a po Bożym wskazaniu tejże decyzji za słuszną nigdy nie sprzeniewierzył się jej. To kolejny przykład na to, jak litera zabija, a wiara daje siłę. Józef wybiera drogę niełatwą, bowiem życie z kimś bezgrzesznym wymaga bycia równie bezgrzesznym, czego jednak Józef osiągnąć nie mógł. Niepokalana natura Maryi musiała kontrastować z naturą grzeszną (jak wielką świętością Józef by nie epatował). A jednak, mały Jezus miał nie tylko najwspanialszą Matkę, ale i najwspanialszego Ojca. Maryja jako matka zawsze stawiała na piedestale Boga, który przecież był jej synem. Józef także mimo władzy rodzicielskiej jaką posiadał musiał respektować boskość wychowanka, nie chcąc przyćmiewać jego blasku.

Józef był także najsłabszym ogniwem w rodzinie, w tym sensie, że sam był grzeszny, a Maryja i Jezus nie. Mimo tego jego Świętość była tak duża, że dystans ontologiczny nie był widoczny w skali etycznej, można się tylko domyślać, że Józef posiadał drobne potknięcia, jednak musiały one kontrastować i tak z nieskazitelną dobrocią Małżonki i jej Syna. Znów mamy do czynienia z dziwną sytuacją, gdyż ten, kto powinien w myśl epoki w rodzinie przewodzić, jest w pewnym sensie predestynowany do przyjęcia roli najmniejszej. Mimo wszystko Józef wpisując się w realia epoki jest głową rodziny, a swą słabość nie bycia bezgrzesznym zamienia w moc.

Postać Józefa jest dla nas bardziej dotykalna, gdyż on czuł na sobie widmo grzechu, tak jak my. Józef jednak z Bożą Łaską podołał walce z grzechem, doszedł do wielkiej świętości, co powinno być dla nas nieskazitelnym wzorem. Jako Ojciec, Wierny oraz Osoba żyjąca de facto w celibacie podołał, mimo zapewne drobnych upadków. My także możemy podołać życiu w Pokoju i Łasce, musimy tylko zawierzyć się Bogu, Najświętszej Maryi Pannie oraz Świętym, w tym w szczególności Świętemu Józefowi. Maryja prowadzi do Chrystusa jako osoba bezgrzeszna, my jednak w trudzie możemy zwrócić się także do łatwiejszego do ujęcia Świętego Józefa, który mimo braku bezgrzesznej natury osiągnął dzięki łasce świętość niemalże największą.

Właśnie z wyżej wymienionych powodów Święty Józef jest niedoścignionym wzorem odwagi, pokory, miłości, czystości i ofiarności. Módlmy się zatem za pośrednictwem tego wielkiego świętego do Boga o te cnoty, abyśmy jaśnieli nimi pośród mroków dzisiejszych czasów.

Święty Józefie – módl się za nami!

Leon Łopata: Sprawa Kobiet Okiem Chrześcijanina

Artykuł ten dedykuję wszystkim Czytelniczkom, jako że obchodzą one 8 Marca swoje święto. Niezależnie od wszelkich różnic, jakie was dzielą, wszystkie jesteście powołane na równi z mężczyznami do budowy Chrystusowego Kościoła, i choć wielu duchownych chrześcijańskich chciałoby widzieć was w roli umniejszonej ja przeciwko takiemu stanowisku stanowczo występuję. Jeśli mogę tak uczynić, jako chrześcijanin, a zatem członek mistycznego Ciała Chrystusa pragnę przeprosić w ich imieniu przedstawicielki płci pięknej. Mogę jedynie i aż stanąć po Waszej stronie, co też czynię tym artykułem.

Kobiety słusznie uznające za prawdę wiarę chrześcijańską są częstokroć przez jej przedstawicieli pomniejszane. Argumentem strony antykobiecej są reakcyjne fragmenty Objawienia, które miały obowiązywać tylko jako tymczasowe zapisy dostosowujące się do słabości człowieka, takie jak sprawa kobiet w Starym Testamencie i Liście do Tesaloniczan i Koryntian. Mówienie, że kobieta jest nieczysta po porodzie, co miało dotyczyć również Maryi, jest oczywiście anachronizmem, który Niepokalanie Poczęta Maryja obaliła ujawniając jego absurdalność. Tak samo zakaz nauczania kobiet i patriarchalny model rodziny został obalony przez Święte Kobiety, w tym tę, która zwiastowała Erę Ducha Świętego – Mateczkę.

Jeszcze bardziej karkołomnym sposobem argumentacji na rzecz umniejszania roli kobiet jest ich „słabsza natura”. Materialiści mają tu na myśli jednak nie kobiety, a kobiece ciała, które są istotnie słabsze, podmiot kobiety jakim jest dusza jest jednak równy duszy mężczyzny. Tak samo i umysł, który u kobiety jest substancjalnie równy temu mężczyzny nie przemawia za tezą materialistów. Rzeczywiście, materializm (czy to ten liberalny, lewicowy, czy konserwatywny) ma takie działanie, że deprecjonuje kobiecość. W konserwatywnym tomizmie kobieta jest jednością psychofizyczną, która w zamydleniu łączy człowieka z jego ciałem, a zatem umniejsza duszę kobiecą przez ciało. Tak samo materialiści głosząc, że kobieta jest słabszym ogniwem deprecjonują kobiecość i jako remedium na jej urojoną słabość widzą robienie z kobiety mężczyznę w sferze społecznej i kulturowej.

Jak wspomniałem przykład Świętych Kobiet, zarówno tych z Drugiej Epoki (czego największym przykładem jest Najświętsza Maryja Panna) jak i tych z Trzeciej Epoki (przede wszystkim Mateczka) przemawia za równością kobiet. Kościół, Nasza Matka, powinien wziąć odpowiedzialność za płeć piękną i skończyć z jej niedowartościowaniem krytykując patriarchat, wyłączność kapłaństwa dla mężczyzn i inne rażące odrzucenie kobiet w życiu religijnym. Tak samo państwa winny zapewnić równość kobiet w sferze ekonomicznej i zapewnić im godne życie. Nie do pomyślenia jest dłuższa akceptacja takich fenomenów jak aborcja czy możliwość porzucania kobiet przy nadziei. Służą one w istocie nie kobietom, a bezwstydnym uwodzicielom, którzy szargają uczuciami i wykorzystują kobiety z własnych najniższych pobudek.

Podsumowując, Kościół Święty musi uderzyć się w przysłowiową pierś i zreformować swe nauczanie względem kobiet. Tak samo państwa powinny równie dogłębnie zmienić swą postawę względem płci pięknej. My, mężczyźni, którzy przez wieki (niestety) rządziliśmy światem na wyłączność, w tym szczególnie Kościołem, także bijemy się w pierś i przepraszamy, a na dowód swej skruchy zanosimy modlitwy do największych kobiet – Maryi i Mateczki.

Niech Się Święci Dzień Kobiet, a materializm względem płci pięknej odchodzi na śmietnik historii!

Michał Kawa: Unia Mistyczna

Chciałbym zaznaczyć, że ten tekst nie będzie się trzymał kurczowo ścieżek ortodoksyjnych, choć w swojej istocie do ortodoksji zmierza, a raczej ortodoksję i systemy tworzy.

Mistyka od zawsze leży gdzieś na uboczu religii, jednocześnie znajdując się w jej samym, gorejącym sercu – sercu człowieka, a także Jezusa, Syna Ojca Jedynego.

Ein od milvado – „Nie ma nic oprócz Niego” – to cytat pochodzący z Księgi Powtórzonego Prawa (Dewarim). To, że nie ma nic oprócz Niego, będzie w tym tekście punktem wyjściowym, ścieżką i kierunkiem, na który chciałbym, aby wszedł każdy czytający ten tekst.

Mistrz Eckhart, jeden z największych mistyków chrześcijańskich, uznawany za heretyka przez swoje mistyczne dociekania, postulował uwolnienie się od Boga na rzecz zjednoczenia się z Nim. Według niego człowiek powinien uwolnić się od wszystkich swoich przesądów, obrazów i wyobrażeń na temat Boga, aby móc osiągnąć z Nim unię w mistycznej pustce.

W tradycji żydowskiej odnajdujemy podobną koncepcję – koncepcję Ein Sof, nieskończoności, pełni, lecz dla umysłu pustki; czegoś, czego nie da się określić słowami, co wymyka się naszym wyobrażeniom i staje się dostępne dopiero wtedy, gdy nasze ego zostanie unicestwione. Na jego miejscu pojawia się niezmącona, odwieczna, nieskończona pustka, a zarazem pełnia, która prowadzi nas do poznania Boga i zjednoczenia się z Nim. W samym procesie wymagane jest anulowanie siebie na rzecz całkowitego poddania się woli Bożej. To rezygnacja z egoistycznego pragnienia otrzymywania na rzecz pragnienia oddawania. To całkowita rezygnacja z siebie, wypłukiwanie siebie z siebie, tworzenie w sobie pustki, aby zostać wypełnionym Bogiem.

Warto jeszcze tu wspomnieć, że oprócz Jezusa, który jest ucieleśnieniem Boga Jedynego, w Biblii jest jasno napisane, że Bóg jest odwieczny, nieograniczony i nie posiada postaci fizycznej. Czytamy też, że nie jest podobny do niczego.

W buddyzmie pojawia się koncepcja znana jako śunjata – mistyczna pustka, która przekracza dualizm wszczepiony człowiekowi wraz z grzechem pierwszego człowieka. Ów stan godzi wszelkie przeciwieństwa i paradoksy, ukazując prawdziwą naturę wszechrzeczy.

Owe koncepcje można jak najbardziej podciągnąć pod neoplatońską Jednię – źródło wszelkiego istnienia, absolutny byt transcendentny.

Tu chciałbym jasno zaznaczyć, że zależy mi na zwróceniu uwagi na podobieństwa pomiędzy systemami religijnymi, a także na to, że koncepcja mistycznej pustki oraz zjednoczenia się poprzez modlitwę, medytację, ascezę i inne formy praktyk duchowych prowadzą do tego samego źródła – doświadczenia absolutu.

O mistycznej unii możemy przeczytać wiele również w tekstach gnostyckich, które traktują przede wszystkim o samopoznaniu – poznaniu swojej prawdziwej, wyższej, duchowej natury. Mówią o boskiej iskrze, perle, która tkwi w każdym człowieku i czeka na to, aż człowiek ją dostrzeże, aż przebudzi się i pozna prawdę.

Niezależnie od tego, czy Jezus miał coś wspólnego z gnostycyzmem, apokryfy mogą być bardzo pomocne dla człowieka, który pragnie posmakować źródła życia. Jeśli ktoś nie chce korzystać z apokryfów, to mogę z pełnym przekonaniem polecić czytanie Starego i Nowego Testamentu, szczególnie Księgi Wyjścia, gdzie Bóg ukazuje się Mojżeszowi i objawia mu swoje Imię, a także swoją nieskończoną, ponadczasową i wieczną naturę.

Modlitwa Szema Izrael – modlitwa ludu Izraela – jest kolejnym istotnym przykładem. W Księdze Powtórzonego Prawa czytamy: „Słuchaj, Izraelu, Haszem jest naszym Bogiem, Haszem jest Jedyny”.

Ale przede wszystkim uważam, że najwięcej w tym temacie może zdziałać Księga Psalmów, która raz po raz odkrywa przed nami prawdziwą naturę wszechrzeczy, z każdym przeczytanym wersem.

Wszystkie drogi prowadzą do Niego, Jedynego. Nie ma nic oprócz Niego.

Leon Łopata: Mariawityzm – ratunek dla chrześcijaństwa

Mariawityzm – ratunek dla chrześcijaństwa

Artykuł jest wstępem do dalszych badań nad mariawityzmem, a także pewną formą wytłumaczenia moich motywów dołączenia do tejże wspólnoty. Dziękuję wszystkim, którzy wprowadzili mnie na tę drogę, a szczególnie Mateczce, która z niebios czuwała nad moją duszą i przywiodła ją ku prawdzie.

Wstęp

Współczesna laicyzacja wbrew temu co głosi Rzym i jego księża nie jest tylko kwestią działania złego ducha wśród wiernych, jest to bowiem także (a nawet przede wszystkim) wina księży, ich obłudy i grzechu. Mateczka Kozłowska w doznanym przez siebie objawieniu otrzymała zapowiedź upadku moralnego Rzymu. Są rzeczy, które trwożą, takie jak rozpusta, sodomia czy też rzeczy takie, które przerażają zupełnie, takie jak gwałty na wiernych (szczególnie tych nieletnich). Dobre drzewo wydaje owoce dobre, a zatem jakim chwastem stał się laksystyczny, pelagiański, faryzejski Rzym? Współczesny katolik nie może przejść wobec tego obojętnie – przymykanie oka na te czyny jest ich cichą akceptacją. Sam trwałem w ślepej wierności człowiekowi (biskupowi Rzymu), zapominając o tym co mówił pierwszy biskup Rzymu – „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz. 5, 29). Co by powiedział sam Święty Piotr, że cnota posłuszeństwa będzie wykorzystywana do ucisku i fałszu? Z pewnością przestrzegł by wiernych, by nigdy nie dali się zwieść tym, co wyzyskują Chrystusa dla swoich interesów. Czy istnieje wyjście z patowej sytuacji zepsucia Rzymu? – tak, jest ich wiele i są to inne konfesje chrześcijańskie. Ważne jednak, aby „nie wylać dziecka z kąpielą” i przy zmianie konfesji nie zatracić ducha prawdziwie katolickiego. Właśnie dlatego najlepszym wyborem konfesji będzie mariawityzm. Dlaczego tak uważam? Co może przynieść światu prawdziwy katolicyzm, czyli mariawityzm? Odpowiedź na to pytanie w dzisiejszym artykule.

Czy Jezus Chrystus założył katolicyzm?

Na samym wstępie obalmy pewien rzymski mit – Chrystus założył CHRZEŚCIJAŃSTWO, a nie KATOLICYZM. Pan Jezus założył ogólną ideę chrześcijaństwa (mówiąc językiem Platona) a nie jej desygnat w postaci ziemskiego Kościoła. Inne twierdzenie jest bezbożne, gdyż obciążałoby Chrystusa winą za występki kleru i dogmatyczne błędy. Oczywiście w roku 1870 (I Sobór Watykański) Rzym w swej pysze przyjął za pewnik to bezbożne stwierdzenie, przeczące pierwszemu przykazaniu i chrześcijańskiej pokorze. Jakie następstwa miała ta decyzja? Dobry katolicy z całego świata (starokatolicy), już od Soboru Trydenckiego (będącego zwieńczeniem modernizmu scholastycznego) ukrywający swe ideały odłączyli się od Rzymu i wybrali za swą Matkę Ultrecht. Wszystko to jednak było tylko buntem merytorycznym, a nie natchnionym, głos Boga bowiem zabrzmiał nie w Ultrechcie, a w Płocku…

Mateczka i Mariawityzm

2 sierpnia 1893 Boże objawienie otrzymała Maria Franciszka Kozłowska, znana wiernym mariawickim jako Mateczka. Pan Jezus w tym oraz w następnych objawieniach przekazał Mateczce wiadomość o konieczności odnowy życia duchowego w Kościele., szczególnie wśród kleru. I istotnie, mateczka podjęła się tego zadania, chcąc szerzyć kult Miłosierdzia Bożego, Najświętszej Maryi Panny Nieustającej Pomocy oraz (przede wszystkim) Najświętszego Sakramentu. Jak nie trudno zgadnąć krytyka kleru wzbudziła u wyższego duchowieństwa nie chrześcijańską refleksję, a atak wściekłości. Faryzejski Rzym odrzucił objawienie, a Mateczkę ekskomunikowano. Prawda jednak przy pomocy Ducha Świętego przetrwała, nawet wewnętrzny kryzys w mariawityzmie jakim był jego podział. Teraz mariawityzm cały czas funkcjonuje, przechowując prawdziwą naukę Katolicką i Chrześcijańską.

Artykuł ten nie jest jednak opisem Mariawityzmu jako ruchu objawionego (taki z pewnością jeszcze się pojawi!), ma on nakreślić teologię mariawicką jako płaszczyznę na odnowę ducha chrześcijańskiego, zajmijmy się więc w dalszym toku teologią mariawicką jako najlepszym wyborem dla współczesnego katolika.

Brak represji wobec wolnej myśli

Rzym od dawna funkcjonował jako swego rodzaju totalitarna struktura, represjonująca wszystko co zwraca się ku autonomicznej myśli. Mam na myśli potępienie chociażby pism takiego myśliciela jak Kartezjusz, który z pewnością mimo wątpliwej religijności był człowiekiem występującym po stronie reformy chrześcijaństwa. Kościół Rzymski myślał, że zabierając Słowo Boże z jednej, a zdolność myślenia z drugiej strony, utrzyma nie Społeczne Panowanie Chrystusa, a swoje wpływy doczesne i władzę. To na szczęście się nie udało, mimo wszystko mamy do czynienia z opcją dużo gorszą niż wszechwładza wypaczonego dobra, w końcu liberalny zlaicyzowany świat to zło w formie skrystalizowanej.

Nie muszę chyba mówić, że największym teologiem chrześcijaństwa (potępionym zresztą w 1653 roku) był i jest Święty Augustyn. To Jego osoba powinna być gwarantem zjednoczenia wyznawców Chrystusa. Właśnie przez to, że Kościół Rzymski potępił Augustyna należy przechować jego naukę o predestynacji i metafizyce (zgoła innej od Akwinaty) w Kościele przynależącym do katolicyzmu nie-rzymskiego który nie potępia, a jednoczy. Takim jest Kościół Mariawicki.

Właśnie przez tą postawę mariawicką zachęcam wszystkich Augustyników – Jansenistów, Oratorian, Idealistów i Kartezjan do dołączenie się do owego Kościoła. Sam jako Jansenista podjąłem taką decyzję, i gorąco zachęcam także Ciebie, Drogi Czytelniku do tego kroku. Jednak nie sam Augustynizm przemawia za tą racją. Poniżej zaprezentuję całość zalet Mariawityzmu.

Zalety Mariawityzmu

Sercem Chrześcijańskiej wiary jest Eucharystia i szacunek do Najświętszego Sakramentu. Te dwa cele doskonale wypełnia Kościół Mariawicki. Na każdej Mszy Najświętszy Sakrament jest wystawiony, a Komunia udzielana jest bez grzechu lekkiego (Ucztę Pańską poprzedza spowiedź, która pomimo swej powszechności rozgrzesza z wszystkich grzechów, jako iż jest połączona ze spowiedzią serca). Ten szacunek do Eucharystii, zarówno zewnętrzny jako adoracja, jak i wewnętrzny jako godne jej przyjęcie wpisuje się w to, o czym już pisałem w artykule „Ciało i Krew Pańska tylko dla odnowionych w Chrystusie”. W dodatku odrzucona jest absurdalna koncepcja konkomitacji (obecności Krwi Chrystusa w Jego Ciele) prowadząca do odebrania wiernym możliwości pełnej Eucharystii.  

Warto wspomnieć o samej Mszy, jej ryt jest zrozumiały (język Polski), lecz zarazem doniosły (Msza Trydencka). Wystrój Kościołów prowadzi wzrok ku ołtarzowi, u którego centrum stoi Najświętszy Sakrament. W dodatku Msza wzbogacona jest o równie poważny i dostojny śpiew, mimo całej tej powagi jest także miejsce na charyzmatycznego ducha w postaci bezpośredniego kontaktu z Jezusem – tego nie da się opisać, to trzeba przeżyć! Warto wspomnieć, że Kościół zachowuje siedem sakramentów, a zatem i tradycję pierwszych siedmiu wielkich soborów.

Podsumowanie

Jak widać Kościół Mariawicki to nadzieja i alternatywa dla katolika XXI wieku, w jego strukturze można nie tylko pielęgnować kult Najświętszego Sakramentu, ale i rozwijać filozofię idealistyczną wypływającą z Augustyńskiego ducha, jak i teologię tego wielkiego Doktora Kościoła. Cieszę się, że Łaska Boża doprowadziła mnie do tej wspólnoty, wolnej od fałszu i występku, zachęcam także i Ciebie, Drogi Czytelniku, do choćby jednorazowego wzięcia udziału w Mszy Mariawickiej, zaręczam, że będzie to przewrót w Twoim życiu.

Niech będzie pochwalony Najświętszy Sakrament!

Łódzcy Idealiści: Zapraszamy!

Łódzcy Idealiści zapraszają! Dołącz do nas już dziś!

Łódzcy Idealiści to lokalna łódzka inicjatywa społeczna będąca fizycznym odpowiednikiem Filozofii Idealizmu i Ortodoksji Augustyńskiej. Świeża formacja po przerwie technicznej całego projektu wraca z przyśpieszonym tempem, o czym będziecie mogli i już możecie się przekonać. Nasze wartości pozostają niezmienne, i choć trzon nazwy „Idealiści” wskazuje na ich jednoznaczny wymiar, to opiszmy je pięcioma słowami.

Chrześcijaństwo

Idealizm

Przyjaźń

Aktywizm

Solidaryzm

Chrześcijaństwo to wartość, która definiuje nas w stopniu najwyższym, bowiem odnosi się nie tylko do wyznania, ale też do prawdy i filaru naszej filozofii. Nawet, gdy ktoś nie podziela naszej wiary nie może zaprzeczyć geniuszu kulturowemu chrześcijaństwa oraz jego sile moralnej. Istniało wielu niechrześcijańskich myślicieli wielkich swym geniuszem, wszyscy oni jednak w sposób okrężny dochodzili do mniej lub bardziej chrześcijańskiej bazy ideowej. Nawet Platon, największy z idealistów, był przez następców nazywany „Mojżeszem mówiącym po attycku”, dowodzi to tego, że nie trzeba być chrześcijaninem, aby być przez chrześcijaństwo  uznanym za osobę wielką duchem, chrześcijaństwo nie jest więc wykluczające, a raczej przez swą wartość jednoczy wszystkich idealistów jako wzorzec religijno-kulturowy.

Idealizm to przekonanie o istnieniu wyższej natury rzeczywistości. Odnosić się to może do ontologii, etyki, kultury czy nawet ekonomii i polityki. Wyższa natura powinna być pielęgnowana, czego wyrazem w ontologii jest po prostu idealizm, w etyce moralizm, w kulturze kunszt twórczy, a w ekonomii i polityce solidaryzm. Wzniosłość wiedzie nas ku dobru, prawdzie i pięknie, określa nam także cele naszego życia, determinując nas do dobrych moralnie czynów.

Przyjaźń to dopełnienie naszych wartości. Pragniemy prócz dobrych czynów zawierać wspaniałe i trwałe więzi, które pozwolą nam nie tylko na dobroć, ale też na doczesne szczęście. Sam Bóg mówi w Księdze Rodzaju, że nie dobrze człowiekowi żyć samemu (Rz. 2,18). My zatem inwestujemy w przyjaźń, jako metafizyczny składnik ludzkiej egzystencji. Arystoteles powiedziałby, że jesteśmy zwierzęciem stadnym, my uważamy, że jesteśmy powołani do miłości, nie tylko tej Bożej, ale także tej braterskiej i damsko-męskiej.

Aktywizm to postawa, poprzez którą osiągamy nasze cele. Bierność nie ma sensu, gdyż w niej zastygamy i gaśniemy. Chcemy wykorzystywać (jak w przypowieści) talenty jakimi Bóg nas obdarowuje, abyśmy szerzyli dobro i pomyślność. Pomoc innym, rozwój intelektualny, wreszcie pobożność i dążenie do prawdy – to wszystko to, co chcemy osiągać.

Solidaryzm to postawa pomocy każdemu, kto potrzebuje wyciągnięcia naszej dłoni. Nie do zaakceptowania jest świat, w którym część ludzkości opływa w luksusach, a część łaknie sprawiedliwości społecznej. Nie do zaakceptowania jest świat pogardy wobec tych, którzy poprzez czynniki społeczne lub błędne decyzje wylądowali na marginesie. Nie do zaakceptowania jest znieczulica społeczna, która wypacza sens wspólnoty.

Wartości te są idealnym wzorcem naszych czynów, pragniemy je osiągnąć poprzez każdy godziwy środek. Jednak by to zrobić potrzebujemy twojej pomocy! Wiemy, że nasze działania to dopiero początek, jednak jeśli przemówią one do twojej wrażliwości czuj się zaproszony do naszej formacji! Więcej akcji już niebawem, prosimy o ich śledzenie, a jeśli dołączenie do nas będzie niemożliwe i tak zachęcamy do wspierania inicjatywy poprzez jej udostępnianie.

Łódź miastem idealizmu!

Leon Łopata: Jeden Pan, Jedna Wiara – Rzecz o Ekumenizmie

Jeden Pan, Jedna Wiara – Rzecz o Ekumenizmie

Ekumenizm to dążenie do jedności w wierze ponad konfesjami, co jest zgodne ze słowami Św. Pawła „Starajcie się zachować jedność Ducha” (Ef. 4, 3) oraz „Jeden jest Pan, Jedna Wiara” (Ef. 4, 5). Korzystając z trwającego czasu ekumenicznej modlitwy w Kościele (zachęcamy do odwiedzania Łódzkich Świątyń z tej okazji, pod artykułem umieszczamy plakat) powiedzmy parę słów na temat słuszności tej inicjatywy i jej przyszłości.

Ekumenizm powstał jako reakcja na narastające antagonizmy między konfesjami chrześcijańskimi w obliczu zagrożeń współczesności. W sytuacji rozwoju ideologii wywrotowych chrześcijanie zaczęli się jednoczyć wokół idei ekumenicznej, tak aby służyć Bogu wspólnie w jedności serc. Drugim powodem jednoczenia było poszukiwanie ideału apostolskiego Kościoła z pierwszych wieków, gdy to rysy Chrystusowej Opatrzności były największe. Trzecim wreszcie szacunek i miłość chrześcijańska, każąca szukać wspólnego języka i zrozumienia. Wszystko to szczytne i wzniosłe wpisuje się w rys wspólnoty Kościoła która szuka prawdy w racjonalnym dociekaniu, a nie ślepym posłuszeństwu Rzymowi.

Tak oto powstaje blok starokatolicko – katolicko – protestancko – prawosławny, który ma szansę zjednoczyć świat wokół służby Bogu i dobra ludzkości. Blok ten będzie mógł oprzeć się zgniłym liberałom z jednej strony, fundamentalistycznym muzułmanom z drugiej, a azjatyckim despotyzmom z trzeciej. Blok ten w skali światowej ma udział polityczny, na naszym Łódzkim podwórku może mieć on jednak znaczenie w pogłębianiu duchowości. Nie jest tajemnicą, że mniejsze wspólnoty które z powodu poszukiwań w wierze odeszły od Rzymu są paradoksalnie bardziej ortodoksyjne, gdyż wszystkie były wymierzone w późnośredniowieczny, nowożytny i współczesny modernizm. Luteranizm i Kalwinizm pragnęły nawrotu do źródeł, tak samo i Starokatolicyzm i Prawosławie, i choć wszystkie poszły na różne strony to element wspólny, do którego także aspiruje gro katolików rzymskich może być fundamentem nowej odbudowy Apostolskiego Kościoła.

Trzeba wspomnieć, że elementy takie jak Komunia pod dwiema postaciami, brak celibatu czy też odejście od prymatu papieskiego to dobre zmiany, warto też docenić protestantyzm za naukę o łasce, czy za zachętę do czytania Biblii. Wszystkie te elementy przefiltrowane mogą dać nam naukę będącą szczytem tej syntezy – starokatolicyzm i mariawityzm.

Całe szczęście Kościół i jego wierni zaczęli przeglądać na oczy, że trzeba wspólnoty aby wygrać nad wyzwaniami współczesnego świata, przede wszystkim aby ocalić nauki Chrystusa naszego Pana i Boga.

Zachęcamy jeszcze raz do dołączania się do inicjatyw ekumenicznych.

Chrześcijanie przeciwko współczesnemu światu!

Leon Łopata: Ciało i Krew Pańska tylko dla odnowionych w Chrystusie

Ciało i Krew Pańska tylko dla odnowionych w Chrystusie!

„Uroczyście zapewniam was, jeśli nie będziecie spożywali ciała Syna Człowieczego i pili Jego krwi, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, pozostaje we mnie, a ja w nim.” – mówi Jezus Chrystus (J 6,53). Sakrament Eucharystii to podstawa życia, nawet nie tylko chrześcijańskiego, co życia w ogóle. Bez Komunii Świętej jesteśmy duchowo martwi, gdyż bez jej łaski ciało się ostanie, dusza jednak więdnie. Ważnym jest by zabiegać o tą bliskość z Jezusem, straszną jest obojętność wobec najpiękniejszego sakramentu, który daje nam Bóg, żebyśmy byli z nim blisko. Jednak w tym wszystkim istnieje pewna klauzula – przyzwoitość. Jeśli cieszymy się miłością  z małżonkiem, czyli wpierw nie przeprosimy za to co zrobiliśmy źle, nie pogodzimy się i dopiero oddamy się miłości? Oczywistością jest, że tak, tak samo z Eucharystią. Do Stołu Pańskiego można tylko podejść będąc odnowionym w Chrystusie, a zatem bez grzechu ciężkiego oraz LEKKIEGO.

Tak, Chrystus przychodzi do nas w miłości ofiarując nam siebie,  a my musimy wykazać się równym heroizmem aby „zasłużyć” na Boga, czyli być zupełnym narzędziem łaski Bożej. Komu brakuje łaski aby czynić dobrze lub by posiadać szczerą skruchę nie może podejść do Stołu Pańskiego.

Nie ma żadnej przesłanki by przyjmować papieską bajkę jakoby grzech lekki nie uniemożliwiał Komunii Świętej. Jedyne co podlega dyskusji to to, jak owo rozgrzeszenie otrzymać. Spowiedź douszna jest pięknym ku tego sposobem, lecz często niemożliwym do zrealizowania wobec ogromu wiernych, którzy musieliby korzystać z sakramentu gdyby zaczęli podchodzić do kwestii odpowiedzialnie. Dlatego najlepszą propozycją byłoby przyjęcie modelu z Kościoła Starokatolickiego, jakim jest powszechna całościowa spowiedź. Pamiętajmy, że spowiedź nie jest sprawą formalną czynioną w urzędzie, a sprawą serca, które wedle słów Blaise’a Pascala „ma swoje prawa”.

Szczera Spowiedź Serca i Rozmiłowana Komunia w Czystości Serca – to droga katolika. „Bóg słucha tylko miłości” – mawiał Pasquier Quesnel – nie dajmy się podporządkować rzymskiemu prawu, którego litera zabija pobożność (2 Kor. 3, 6). Módlmy się słowami Psalmu (Ps. 51, 12) „Stwórz we mnie czyste serce, Boże” i błagajmy o łaskę jaka pozwoli nam czerpać siłę i radość z Eucharystii. Pamiętajmy, że niegodne przyjęcie Chrystusa jest świętokradztwem i gwałtem na Jego ofierze, stąd proszę wszystkich rozmiłowanych w Chrystusie – chodźmy za głosem Chrystusa a nie watykańskich laksystów.

Łódzcy Idealiści zapraszają! Dołącz do nas już dziś!

Łódzcy Idealiści zapraszają! Dołącz do nas już dziś!

Łódzcy Idealiści to lokalna łódzka inicjatywa społeczna będąca fizycznym odpowiednikiem Filozofii Idealizmu i Ortodoksji Augustyńskiej. Świeża formacja po przerwie technicznej całego projektu wraca z przyśpieszonym tempem, o czym będziecie mogli się przekonać już niedługo. Nasze wartości pozostają niezmienne, i choć trzon nazwy „Idealiści” wskazuje na ich jednoznaczny wymiar, to opiszmy je pięcioma słowami.

Katolicyzm

Idealizm

Przyjaźń

Aktywizm

Solidaryzm

Katolicyzm to wartość, która definiuje nas w stopniu najwyższym, bowiem odnosi się nie tylko do wyznania, ale też do prawdy i filaru naszej filozofii. Nawet, gdy ktoś nie podziela naszej wiary nie może zaprzeczyć geniuszu kulturowemu katolicyzmu oraz jego sile moralnej. Istniało wielu niekatolickich myślicieli wielkich swym geniuszem, wszyscy oni jednak w sposób okrężny dochodzili do mniej lub bardziej katolickiej bazy ideowej. Nawet Platon, największy z idealistów, był przez następców nazywany „Mojżeszem mówiącym po attycku”, dowodzi to tego, że nie trzeba być katolikiem, aby być przez katolicyzm uznanym za osobę wielką duchem, katolicyzm nie jest więc wykluczający, a raczej przez swą wartość jednoczy wszystkich idealistów jako wzorzec religijno-kulturowy.

Idealizm to przekonanie o istnieniu wyższej natury rzeczywistości. Odnosić się to może do ontologii, etyki, kultury czy nawet ekonomii i polityki. Wyższa natura powinna być pielęgnowana, czego wyrazem w ontologii jest po prostu idealizm, w etyce moralizm, w kulturze kunszt twórczy, a w ekonomii i polityce solidaryzm. Wzniosłość wiedzie nas ku dobru, prawdzie i pięknie, określa nam także cele naszego życia, determinując nas do dobrych moralnie czynów.

Przyjaźń to dopełnienie naszych wartości. Pragniemy prócz dobrych czynów zawierać wspaniałe i trwałe więzi, które pozwolą nam nie tylko na dobroć, ale też na doczesne szczęście. Sam Bóg mówi w Księdze Rodzaju, że nie dobrze człowiekowi żyć samemu (Rz. 2,18). My zatem inwestujemy w przyjaźń, jako metafizyczny składnik ludzkiej egzystencji. Arystoteles powiedziałby, że jesteśmy zwierzęciem stadnym, my uważamy, że jesteśmy powołani do miłości, nie tylko tej Bożej, ale także tej braterskiej i damsko-męskiej.

Aktywizm to postawa, poprzez którą osiągamy nasze cele. Bierność nie ma sensu, gdyż w niej zastygamy i gaśniemy. Chcemy wykorzystywać (jak w przypowieści) talenty jakimi Bóg nas obdarowuje, abyśmy szerzyli dobro i pomyślność. Pomoc innym, rozwój intelektualny, wreszcie pobożność i dążenie do prawdy – to wszystko to, co chcemy osiągać.

Solidaryzm to postawa pomocy każdemu, kto potrzebuje wyciągnięcia naszej dłoni. Nie do zaakceptowania jest świat, w którym część ludzkości opływa w luksusach, a część łaknie sprawiedliwości społecznej. Nie do zaakceptowania jest świat pogardy wobec tych, którzy poprzez czynniki społeczne lub błędne decyzje wylądowali na marginesie. Nie do zaakceptowania jest znieczulica społeczna, która wypacza sens wspólnoty.

Wartości te są idealnym wzorcem naszych czynów, pragniemy je osiągnąć poprzez każdy godziwy środek. Jednak by to zrobić potrzebujemy twojej pomocy! Wiemy, że nasze działania to dopiero początek, jednak jeśli przemówią one do twojej wrażliwości czuj się zaproszony do naszej formacji! Więcej akcji już niebawem, prosimy o ich śledzenie, a jeśli dołączenie do nas będzie niemożliwe i tak zachęcamy do wspierania inicjatywy poprzez udostępnianie inicjatywy.

Łódź miastem idealizmu!

Leon Łopata: Boże Narodzenie – Urodziny nas wszystkich

Boże Narodzenie częstokroć przedstawiane jest świecko jako czas człowieka, bądź religijnie jako czas Boga. Należy jednak zwrócić uwagę, że obie interpretacje święta nie muszą się kłócić, a mogą nawet współgrać. Oczywistym truizmem jest stwierdzenie, że Boże Narodzenie to czas Boga, stąd też przede wszystkim nasz Pan i Zbawiciel powinien być przedmiotem naszego zainteresowania w Święta. Jak możemy jednak łatwo wydedukować, skoro Jezus Chrystus jest Zbawicielem, to przychodzi na świat by kogoś zbawić, kogoś, czyli wszystkich ludzi, nas. Skoro Bóg przychodzi na świat dla nas, my także w jakimś sensie także rodzimy się wraz z nim i 25 Grudnia obchodzimy swoje duchowe urodziny wraz z Jezusem. Temu zagadnieniu poświęcam ten artykuł, w celu wzbudzenia u siebie oraz wszystkich czytelników mistycznego wyrazu Bożego Narodzenia jako święta radości z przyjścia Zbawiciela na świat i odmienienia naszych serc.

Zacznijmy od tego do czego potrzebny jest nam Chrystus. Oczywiście Jezus to wartość autoteliczna, to znaczy mieszcząca cel sama w sobie. Innymi słowy Jezusa kochamy nie dla korzyści, a z dobroci serca. Korzyści z miłości Jezusa mogą jednak nas motywować – tak jak małżeństwo opiera się na bezinteresownej miłości tak szczęście jakie ono niesie może nas dodatkowo pogłębiać w tejże miłości. I tak patrząc na korzyści z miłości do Chrystusa widzimy przede wszystkim przepojenie właśnie miłością, która daje szczęście. Nasza wewnętrzna konstytucja każe nam czerpać miarę dobrego życia przede wszystkim z szczęścia, a zatem Chrystus może prócz życia wiecznego może dać nam także to doczesne w postaci szczęścia.

Miłość jakiej udziela nam Chrystusa daje nam szczęście, Boże Narodzenie także wiec powinno być dla nas radością. Wcielenie wraz ze Zmartwychwstaniem (dwie główne tajemnice wiary, na które dzieli się rok liturgiczny) mają potrójny wymiar – tak jak tajemnice różańca ich aspekty dzielą się na chwalebne, bolesne i radosne. Chwalebne jest całe życie Zbawiciela, za to poszczególne jego aspekty są to bolesne, to radosne. Tak jak ból jest oczywisty przy Męce Krzyżowej, tak radość jest oczywista przy Wcieleniu i Zmartwychwstaniu. Samo wcielenie ma jednak wartość bolesną – Jezus przychodzi na świat w ubogiej stajence, a zatem zapewne jest mu już zimno, odczuwa dyskomfort charakterystyczny dla rodzących się dzieci – można wiec powiedzieć, że już cierpi. W końcu Bóg nie musiał się wcielać, mógł wieść beztroskie życie w niebie i stworzyć świat na miliony innych sposobów, w których Wcielenie nie miałoby miejsca, a jednak decyduje się Jezus przyjść na świat w dwóch naturach – boskiej i ludzkiej. Tak oto okazuje nasz Pan swą największą miłość, kierując się ku człowiekowi nie tylko poprzez opatrzność, lecz także własne bycie.

Nasze życie też ma w sobie coś z wcielenia, wcielamy się z błogiego nieistnienia w bycie, które czuje i doświadcza, raduje się i cierpi. Pamiętajmy, że rodzący się Jezus to ktoś naśladujący nas, a zatem to Bóg uniżający się do swych sług, by okazać im swą miłość. Zbawiciel schodzi na świat co rok, abyśmy narodzili się na nowo – z naszym cierpieniem i radością. Schodzi, abyśmy oddali mu swoje życie, tak, aby on uzdrowił nasze serca skażone grzechem. Jego miłość rozpromienia nas, tak, abyśmy mogli żyć szczęśliwie i dobrze.

Tak, jak co roku wspominamy dzień, w którym opuściliśmy łona naszych matek, tak co roku wspominajmy dzień, w którym przybył na świat jego największy przyjaciel. Niech zatem 25 Grudnia będzie dla nas zawsze oznaką miłości Chrystusa i dniem, w którym wraz z Bogiem ucieszymy się z tego dnia. Łączmy się z Nowonarodzonym Chrystusem to w cierpieniu, to w radości, ufajmy Mu i zawierzajmy się, a osiągniemy szczęście. A z racji, że są to także nasze duchowe urodziny pozwolę sobie zakończyć ten artykuł miłym akcentem: Wszystkiego Najlepszego dla wszystkich nowonarodzonych w Chrystusie!